500 zł na dziecko

Niedawno w sieciach społecznościowych (i nie tylko) furorę zrobił wpis Andrzeja Saramonowicza na fejsbuku na temat dziecięcej logiki jego córki, dofinansowania na każde dziecko i in vitro. Post został wykorzystany także na pierwszej stronie “Gazety Wyborczej”, co było niespecjalnie finezyjne i ja nie będę go cytować w całości.

Sens dziecięcej logiki był mniej więcej taki – skoro PiS obiecuje 500 zł na dziecko i jednocześnie tak bardzo podkreśla człowieczeństwo utworzonych w procedurze in vitro zarodków, to na nienarodzone dziecko z in vitro także powinni rodzice otrzymać dofinansowanie.

Kiedy byliśmy już z żoną w trakcie całej procedury, co zmusiło nas do wydania lekką ręką kilku tysięcy złotych polskich, to pomyśleliśmy sobie, że większość dzieci „kosztuje” dopiero po narodzeniu, gdy tymczasem w przypadku in vitro kosztuje masę pieniędzy jeszcze przed poczęciem. No i efekt na dodatek niepewny. Zastrzyk gotówki na dwójkę naszych zamrożonych zarodków (… ups… dzieci) bardzo by nam się przydał. Wszak koszty ponosimy już, a czy dzieci z tego będą – nadal nie wiadomo. Choć podobno „z tych zarodków nic innego niż człowiek urodzić się nie może”.

Dziecięca logika ma pewną słabość. Poza głowami osób o określonych poglądach, w szczególności w systemach prawnych Europy, człowiek uzyskuje pełnię praw dopiero po urodzeniu. Jest to fatalne w skutkach dla logiki z rodzaju „aborcja to morderstwo” i „zarodek to człowiek”. Przynajmniej z prawnego punktu widzenia.

Przyjmijmy jednak, czysto hipotetycznie, że u władzy znajdują się fundamentaliści, którzy akt urodzenia chętnie zastąpiliby aktem poczęcia. Najlepiej przy tym, aby poczęcie odbywało się w obecności dwóch świadków, którzy potwierdzą fakt ten przed urzędnikiem USC. Wówczas każdy embrion mógłby już otrzymać numer PESEL i zyskać pełną podmiotowość wobec prawa. (Takimi drobiazgami, jak oznaczenie płci, zapisywane na ostatniej cyfrze numeru PESEL, głowy sobie zawracać nie będziemy).

Przynajmniej kilka pomysłów obecnej władzy można by było zrealizować mimochodem.

Po pierwsze, aborcja stałaby się morderstwem, jak chcą środowiska o fundamentalnych poglądach. Człowiek, który został poczęty, ma pełnię praw wynikających ze swego poczęcia, z pierwszeństwem na przejściu dla pieszych włącznie.

Po drugie, można bezkarnie podnieść wiek obowiązku szkolnego do 7 lat. Ostatecznie 7 lat mierzone od poczęcia wypada znacznie wcześniej. Tak więc taka zmiana w prawie pozwoliłaby jednocześnie wywiązać się z obietnic wyborczych i wysyłać dzieci do szkoły w tym samym biologicznie wieku co teraz.

Po trzecie, automatycznemu obniżeniu uległby też wiek emerytalny, bez żadnych zmian w prawie emerytalnym. O jakieś osiem i pół miesiąca, ale zawsze coś. „Obniżyliśmy ile mogliśmy”, „Tylko taki kompromis był możliwy”, „Wicie, rozumicie”.

Jedynym słabym punktem są zarodki z in vitro. Z nimi zresztą zawsze jest problem. Te zamrożone dzieci również miałyby wówczas pełnię praw. Ich rodzice uzyskaliby dofinansowanie z budżetu, tak jak nakazuje żelazna dziecięca logika. To trochę by zrekompensowało koszty samej procedury oraz utrzymania zarodków.

Wprawdzie wynikają z tego pewne trudności – np. urodzenie się dziecka w wieku pięciu lat i kłopot z zaprowadzeniem go do szkoły w wielu lat siedmiu. Jednakże nic nie stoi na przeszkodzie, aby takie dziecko uznać po prostu za opóźnione w rozwoju. To, całkiem przy okazji, wspaniale potwierdziłoby ułomność metody in vitro.

Oczywiście nie sądzę, aby zmiany w jakimkolwiek prawie mogły zajść tak daleko. Chyba że u władzy będą omnipotentni fundamentaliści, kierujący się własną, żelazną logiką. Czysto hipotetycznie, rzecz jasna, czysto hipotetycznie…

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *