6 lat starań, 50 tys. złotych i nic oprócz wiary, że w końcu się uda

Endometrioza I stopnia, słabe parametry nasienia, zły kariotyp – to wszystko, z czym musi się zmagać Anna i jej mąż. Ich walka o dziecko trwa już 6 lat. Choć to szmat czasu i niejeden by już dawno się poddał, oni nadal wierzą, że to jeszcze nie koniec marzeń o rodzicielstwie.

Na leczenie wydali do tej pory prawie 50 tys. zł. Można byłoby sobie za to kupić niezły samochód z salonu. Ale nie to jest najważniejsze. Nie dane im było jeszcze ujrzeć dwóch kresek na teście ciążowym, ale nie poddają się. Wierzą, że już wkrótce i oni dołączą do grona zwycięzców.

Paulina Ryglowska-Stopka: Jak długo staracie się o dziecko?

Anna: 6 lat. Szmat czasu prawda?

To prawda, niestety. Powiedziałaś mi, że jedną z przyczyn niepłodności (oprócz słabych parametrów nasienia) jest twoja endometrioza I stopnia. Na czym to dokładnie polega?

Endometrioza są to ogniska zapalne, które znajdują się przy jajowodach, przy jajnikach i utrudniają drogę plemnikom dojścia do jajnika – tak to sobie obrazowo wyjaśniam. Lekarz tłumaczył oczywiście to fachowo i powiedział, że można to leczyć tabletkami antykoncepcyjnymi, ale czas starań przesuwa się o ponad rok.

Czy wcześniej miałaś jakieś objawy, mogące świadczyć o endometriozie?

W sumie od zawsze przy miesiączce bolał mnie brzuch,  zwłaszcza dolna partia kręgosłupa. Miesiączki zawsze trwały długo, bo nawet 7 dni, ale nigdy nie podejrzewałam, że to może być jakaś  choroba.

Co poczułaś, jak usłyszałaś diagnozę? Byłaś zaskoczona?

Ciężko powiedzieć, czy było to dla mnie zaskoczeniem. Nigdy nie dociekałam, nie pytałam, co to jest, czy to groźne. Nie zwracałam na to uwagi, ale po dłuższym czasie naszych starań żadnych efektów nie było, poszliśmy więc na wizytę do lekarza, a ten skierował mnie na laparoskopię i po tym wszystkim dowiedziałam się, że jest to endometrioza I stopnia. Lekarz powiedział, że są dwie możliwości: albo leczymy się rok na tabletkach antykoncepcyjnych, albo staramy się o dziecko. 4 lata starań i znowu stoimy w miejscu. W końcu stwierdziliśmy, że to bez sensu. Zaczęły się poszukiwania kliniki i lekarza. Z polecenia dostaliśmy namiary na klinikę Novum w Warszawie.

Pamiętasz, jak wyglądała wasza pierwsza wizyta w klinice?

Na pierwszej wizycie pani doktor dała nam możliwość wyboru: albo inseminacja, albo in vitro. Na to pierwsze mięliśmy tylko 5 proc. szansy, a na in vitro 30 proc., z tego powodu, że miałam kiedyś zapalenie przydatków i to mnie w jakiś sposób ogranicza. Dwa podejścia bez powodzenia. Dostaliśmy jeszcze masę badań, aby wykluczyć wszystko, co mogłoby być naszym niepowodzeniem.

Pierwsze wasze podejście do in vitro zostało przerwane, dlaczego?

Po zrobieniu badań genetycznych wyszło w badaniu, że mąż ma wszystko w porządku, a ja mam zły kariotyp. Zdrowy człowiek powinien mieć gen 46xx lub 46xy, a ja niestety mam 47xxx. Siedząc w gabinecie lekarza, rozpłakałam się, bo bałam się, że mi powie, że nie ma dla nas żadnej szansy na dziecko. Dalsze leczenie zależało od wizyty u genetyka. Powiedział nam, że mamy szansę na zdrowe dziecko, ale trzeba poddać badaniu komórki tzn. badanie ciałek kierunkowych. To badanie bardzo kosztowne, ale w ten sposób można się dowiedzieć, ile komórek jest zdrowych.

Na jakim etapie leczenia teraz się znajdujesz? Które to już podejście?
Zaczynam trzecie podejście. Jestem na etapie stymulacji. Niestety przy moich przypadłościach idę długim protokołem. Dostaję zastrzyki gonapeptyl, encorton i kwas foliowy. Jeżeli się nie uda, to na razie odpuścimy, żeby złapać oddech.

Ile dotychczas łącznie wydaliście na leczenie ?
Dwie inseminacje i dwa podejścia do in vitro  kosztowały nas ok. 50 tys. ze wszystkim.

Czy twoja rodzina, znajomi wiedzą o waszym problemie? Możesz liczyć na ich wsparcie?

Rodzina i najbliżsi przyjaciele znają nasz problem i wiedzą, z czym się zmagamy. Mogę liczyć na całkowite wsparcie.

Jak wasza walka przekłada się na  związek?

Wydaje mi się, że nasze małżeństwo przetrwa wszystko. Nigdy od męża nie usłyszałam, że jestem jakaś inna, że mnie nie kocha, czy coś z tych rzeczy. Wspiera mnie, jest ze mną i nigdy z tego powodu nie było kryzysu między nami. 

 Co poczułaś, jak dowiedziałaś się o tym, że in vitro nie będzie już dalej refundowane?

Gdy się dowiedziałam, że ivf nie będzie refundowane, byłam strasznie zła. Jak można naszą sytuację oceniać tak bezinteresownie?! Mówi się, że niepłodność to choroba cywilizacyjna jak nowotwory. Nie rozumiem jak PIS mógł odebrać ludziom ostatnią szansę na posiadanie potomstwa. To wszystko jest bardzo drogie i niektórzy zapożyczają się w bankach, po rodzinie, aby przystąpić do ivf. Jak miałabym taką możliwość, to bym im wszystkim powiedziała, że są beznadziejnymi, bezdusznymi ludźmi, którzy odbierają iskierkę nadziei na to, aby być szczęśliwym człowiekiem.

Czy chciałabyś coś powiedzieć, może coś doradzić innym, którzy dopiero rozpoczynają swoją walkę z niepłodnością?

Przede wszystkim to, że jeżeli macie problem w zajściu w ciążę i przez rok nie udaje wam się naturalnie, nie załamujcie się tylko, warto udać się do wykwalifikowanych klinik. Przede wszystkim róbcie badania genetyczne, wiem że nie są one tanie, ale warto zrobić, żeby nie mieć do siebie żadnych pretensji i nie pluć sobie w brodę, że dziecko urodziło się chore, a wy nic z tym nie zrobiliście.

Polecamy >>> Wszystko, co powinniście wiedzieć o ENDOMETRIOZIE

 


Autorka książki (jako Laura Lis) "Moje in vitro. Historia prawdziwa", w której pisze, że cuda się zdarzają i nigdy nie należy tracić nadziei.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *