Czy to koniec in vitro w Polsce?

Czy to koniec in vitro w Polsce? Oby tytuł konferencji, która odbyła się w Sejmie, nie był proroczy…

9 czerwca w Sejmie odbyła się konferencja „Koniec in vitro w Polsce”. Patronat nad nią objęli Klub Parlamentarny Platformy Obywatelskiej, Stowarzyszenie Nasz Bocian, Magazyn „Chcemy być rodzicami” oraz Ogólnopolskie Centrum Badania, Edukacji i Monitorowania Problemów Płodności”.

Konferencję poprzedził godzinny marsz niepłodnych, zorganizowany przez Stowarzyszenie Nasz Bocian. Trasa przemarszu prowadziła od skrzyżowania ulicy Matejki do Wiejskiej pod budynek Sejmu. Uczestnicy marszu ubrani byli w charakterystyczne białe koszulki z logo 1 na 5, którzy pchali przed sobą puste wózki na znak protestu przeciwko polityce ograniczającej prawo osób niepłodnych do godnego leczenia. Logo 1 na 5 oznacza, że jedna na pięć par ma problem z poczęciem dziecka.

W Sejmie odbyła się także debata, na którą zostali zaproszeni m.in. wybitni specjaliści z dziedziny leczenia niepłodności, tacy jak prof. Juha Tapanainen (Europejskie Towarzystwo Rozrodu Człowieka i Embriologii), prof. Luca Gianaroli (dyrektor włoskiego Stowarzyszenia Medycyny Reprodukcyjnej), prof. Marian Szamatowicz (autor pierwszego udanego zabiegu metodą in vitro w Polsce), prof. Waldemar Kuczyński (wiceprezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Rozrodu i Embriologii), prof. Sławomir Wołczyński (kierownik kliniki Rozrodczości i Endokrynologii Ginekologicznej Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku). Gośćmi byli także Marta Górna (prezes Stowarzyszenia Nasz Bocian), Jolanta Drzewakowska (redaktor naczelna magazynu „Chcemy być rodzicami”) i Grażyna Milewska (Stowarzyszenie Nasz Bocian). Debatę z kolei prowadził  przewodniczący Komisji Zdrowia Sejmu RP Bartosz Arłukowicz.

Debata i marsz były także okazją, by nie tylko zamanifestować swój sprzeciw wobec polityki PiS, który nie widzi potrzeby kontynuowania programu dofinansowującego zabiegi in vitro, ale także okazją, by porozmawiać i podzielić się historiami, które nigdy nie miałyby happy endu gdyby nie in vitro.  Najbardziej wzruszyła mnie wypowiedź mamy, która opowiedziała swoją historię walki z niepłodnością. Obecnie ma dwójkę dzieci – starszą córkę, poczętą dzięki inseminacji, oraz synka, spłodzonego poprzez in vitro. Długo starali się o rodzeństwo dla swojej córeczki. Robili to dla niej, ponieważ bardzo chciała mieć, jak sama mówi, „siostrzyczkę z różowym smoczkiem”. Siostry co prawda nie ma, ale może dumnie powiedzieć, że „ma brata dzięki in vitro”.

Prawie 3 lata temu, po raz pierwszy w Polsce rozpoczął się program finansowania zabiegów in vitro. Dzięki niemu na świat przyszło około 5200 dzieci. Do procedury zapłodnienia pozaustrojowego przystąpiło ponad 17 tys.par (to o 2 tys.par więcej, aniżeli szacowali krajowi eksperci).

Decyzją nowego ministra Konstantego Radziwiłła 30 czerwca program zostanie zamknięty.
Jakby tego było mało, rząd Prawa i Sprawiedliwości skierował do dalszych prac projekt nowelizacji Ustawy o niepłodności pod nazwą „W obronie życia i zdrowia nienarodzonych dzieci, poczętych in vitro”. Nakazuje on m.in. możliwość zapłodnienia jedynie jednej komórki jajowej oraz całkowity zakaz mrożenia zarodków.

W konsekwencji spowoduje to dramatyczny spadek skuteczności in vitro do poziomu 3-5 proc. Te trzy lata funkcjonowania programu dały nadzieję  pacjentom, poczucie, że mogą liczyć na państwo i uzyskać refundację leczenia in vitro. Za niespełna trzy tygodnie nadzieja pryśnie jak mydlana bańka.

 


Autorka książki (jako Laura Lis) "Moje in vitro. Historia prawdziwa", w której pisze, że cuda się zdarzają i nigdy nie należy tracić nadziei.
Komentarze: 2

nagłaśniajmy popieram

Mam nadzieję, że może jednak coś się zmieni w naszym kraju i jak będziemy nagłaśniać tego typu akcje, to Ktoś nas w końcu usłyszy !!!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *