niepłodność, nadzieja

Kryzysy w męskiej niepłodności. Kryzys nadziei

Ostatni z serii felietonów o kryzysach w męskiej niepłodności chciałbym poświęcić kryzysowi, który nazwałem kryzysem nadziei. Początkowo chciałem nadać felietonowi tytuł Kryzys finansowy, bo są one blisko ze sobą związane, jednak aspekt dotyczący nadziei i wiary w powodzenie wydał mi się ostatecznie istotniejszy i głębszy.

Cena nadziei

Trzydzieści pięć procent. Tyle szans na powodzenie dał nam lekarz podczas pierwszej wizyty w klinice. To kontrargument dla tych wszystkich, którzy uważają in vitro za „kupowanie sobie dziecka”. Cena in vitro to cena nadziei, wiary w powodzenie. To cena za 35% szans.

Trzydzieści pięć procent. Dużo? Mało? To szklanka zaledwie w 1/3 pełna. To aż 65-procentowe prawdopodobieństwo porażki. Statystyka – wierzę jej, ale znam także jej ograniczenia. Gdybym wiedział,  że samolot, do którego wsiadam, ma 35% szans na katastrofę, to bym raczej wybrał inne linie lotnicze. Tak więc 35% szans to w ważnych sprawach całkiem sporo. Na przykład dla niepłodnych, mających szanse bliskie zeru.

In vitro pełne wątpliwości

Niemniej jednak przychodziły takie chwile, gdy pojawiało się zwątpienie. Coś w rodzaju paniki, przerażenia. Co my właściwie robimy? Mieszkanie wyremontowane w połowie. Panele w salonie przepadły już na etapie badań genetycznych. Braki w budżecie domowym zaczynaliśmy łatać pożyczkami od rodziny. A to wszystko w imię czego? Trzydziestu pięciu procent?

To właśnie mam na myśli pisząc o związku kryzysu nadziei z kryzysem finansowym. Nam się udało, także dzięki temu, że żona miała dobre wyniki. Udało się nam za pierwszym razem. Nie żałuję ani jednej wydanej złotówki. Ale gdy ktoś mnie zapyta, czy miałem wątpliwości, to odpowiem tak, miałem.

Ale są też pary, które wydały znacznie więcej, walczyły zacieklej i dłużej, ale pomimo podobnych wyników badań i podobnych szans na powodzenie, powiększyły grono sześćdziesięciu pięciu procent. Te pary mogłyby z całą pewnością napisać znacznie więcej o kryzysach nadziei. Pewnie mogłyby napisać nawet, że nie warto. Ja jednak tego napisać nie potrafię. Było warto i nie potrafię sobie nawet wyobrazić, jak moglibyśmy nie spróbować.

Czasem tylko pojawia się coś w rodzaju poczucia winy. Dlaczego nam się udało, a innym nie? Dlaczego los jest tak niesprawiedliwy? Jak to się stało, że znaleźliśmy się w takim jednak dobrym miejscu ciągu statystycznego? Chyba nikt nie zna odpowiedzi na te pytania.

Nasz Mały Cud każdego dnia sprawia, że na wszystkie kryzysy spoglądam dziś z wielkim dystansem i nie wierzę, lecz wiem, iż wybraliśmy jedyną słuszną drogę. Nie musiało się udać, ale nigdy bym sobie nie wybaczył, gdybyśmy nie spróbowali. Bo wówczas na pewno by się nie udało.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *