Niepłodność? Nie poddawajcie się nigdy – walczcie do końca!

Trudno jest wierzyć w cuda. W historii Marii nie możemy mieć chyba żadnych wątpliwości, że właśnie z nim mamy do czynienia. Prawie 2 lata starań o dziecko, 5 nieudanych inseminacji, wydanych na leczenie ponad 10 tys. zł, aż w końcu trudne słowa lekarza: „nie na sensu próbować dalej, proponuję już tylko in vitro” – nie poddali się, walczyli do końca. Ich ciężka walka i wiara w powodzenie zwyciężyła. Dziś pod sercem Marii bryka małe Szczęście.

Paulina Ryglowska-Stopka: Macie dwójkę dzieci. O pierwsze staraliście się 3 lata. Udało się za piątą inseminacją. Opowiedz nam, w jaki sposób udało Wam się z drugim? Jak długo na nie czekaliście?

Maria: Starania o drugie dziecko trwały praktycznie od porodu naszego synka w styczniu 2014 roku. Ze względu na moją skomplikowaną sytuację w pracy, a także nasze pragnienie posiadania dużej rodziny, nie mieliśmy wątpliwości, że nasze dziecko musi mieć rodzeństwo. Wszyscy, łącznie z lekarzami, mówi nam, że “z drugim pójdzie łatwiej”. Niestety, tak nie było. W grudniu 2014 roku podjęliśmy decyzję o powrocie do kliniki leczenia niepłodności i po raz kolejny przystąpiliśmy do zabiegów inseminacji. Przeszliśmy 5 zabiegów, kolejne badania. Przeznaczyliśmy na ten cel ponad 10 tysięcy złotych, zapożyczaliśmy się u rodziców… Aż w końcu w czerwcu lekarz powiedział, że nie ma sensu próbować dalej i proponuje nam in vitro. To był dla nas cios. Postanowiliśmy dać sobie czas do stycznia na decyzję, ponieważ na tamten moment nie byliśmy gotowi na takie obciążenie zdrowotne i finansowe. I w końcu, po półtora roku, w lipcu, test pokazał 2 kreski…

Szok, niedowierzanie, radość, zdziwienie – jakie emocje towarzyszyły Ci w momencie, gdy dowiedziałaś się o niespodziewanej ciąży? Przybliż nam ten cudowny dzień.

To był totalny szok, bo w ogóle nie spodziewaliśmy się tego. Byłam w trakcie intensywnej diety, ćwiczeń z Chodakowską, biegania i odchudzających masaży – w ten sposób zabijałam w sobie żal po kolejnych porażkach. Myślałam, że dlatego spóźnia się okres. Zrobiłam test właściwie dlatego, że ciągle było mi niedobrze. Kiedy zobaczyłam dwie kreski, myślałam, że zwariuję ze szczęścia!! Byłam pewna, że to jakiś błąd, że coś jest nie tak.. Ale kiedy badanie beta wskazało jednoznacznie na ciążę, powoli zaczęłam wierzyć w swoje Szczęście.

Czy oprócz inseminacji stosowaliście jakieś inne środki czy niekonwencjonalne metody, poprawiające płodność?

Kiedy kolejna inseminacja nie przyniosła rezultatów, kupiłam 50 testów owulacyjnych. I to właściwie było wszystko, czego używaliśmy. Odstawiliśmy z mężem wszystkie leki, suplementy, wrzuciliśmy zupełnie na luz!

Wierzysz w cuda? Uważasz, że to, co się stało, można nazwać cudem?

Zdecydowanie… Zaczęłam wierzyć w CUDA, bo jeden z nich właśnie bryka pod moim sercem.

Wiele par wstydzi się swojej niepłodności i ukrywa to przed rodziną, znajomymi. Jakie Wy macie do tego podejście?

Na początku wstydziliśmy się bardzo. Udawaliśmy wręcz, że wcale nie chcemy mieć dziecka czy drugiego dziecka. A potem? W pewnym momencie przychodzi taki moment, że po prostu trzeba się z tym pogodzić i zaakceptować to, co przynosi nam los. I wiecie co? Oba te razy, kiedy zaczęłam o tym normalnie mówić, dzielić się swoim problemem – niedługo później się udawało! Czyli jednak jest coś w powiedzeniu, że najgorzej tłumić to w sobie…

Co mogłabyś powiedzieć innym parom, które właśnie toczą walkę o dziecko?

Nie poddawajcie się. Nigdy. Nawet jeśli sytuacja wydaje się beznadziejna, kiedy nikt nie daje nadziei – walczcie do końca. Bo nie ma większego szczęścia niż dziecko!!

Bardzo dziękuję za rozmowę. 

 

Zobacz także:

In vitro bez tabu

Walka z niepłodnością zakończona naturalnym Małym Cudem

Dziecko na które czekali aż 20 lat…

 


Autorka książki (jako Laura Lis) "Moje in vitro. Historia prawdziwa", w której pisze, że cuda się zdarzają i nigdy nie należy tracić nadziei.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *