poronienie

Nie wszystko zdarza się z jakiegoś powodu

“Wierzę, że wszystko dzieje się z jakiegoś powodu. Ludzie zmieniają się po to, abyś mógł nauczyć się ich sobie odpuszczać. Sprawy przyjmują zły obrót po to, byś mógł docenić je, kiedy wszystko jest dobrze. Wierzysz w kłamstwa po to, by w końcu nauczyć się ufać tylko sobie, a czasami dobre rzeczy rozpadają się po to, aby jeszcze lepsze mogły powstać…” Porozmawiajmy o nadawaniu życiowym wydarzeniom „głębszego sensu”.

Za nami Wszystkich Świętych, przed nami Boże Narodzenie. To specyficzny, niejednoznaczny okres. Z jednej strony ciepły, rodzinny czas spotkań z bliskimi, wspólnego bycia i przeżywania, z drugiej przypominający o bolesnych stratach, nieobecnościach i samotności.

Często dzieje się tak, że po czasie takiego świętowania, ludzie popadają w przygnębienie czy depresję. Jakby nie trzeba już było trzymać w sobie smutku i rozczarowania, jakby nie trzeba było już udawać. Być może jest to moment, który odsłania to, co dotąd przed samym sobie udawało się ukryć – że nie jest idealnie, że rodzina wcale nie jest taka bliska, że coś lub kogoś się straciło. Przez chwilę dotykamy tego, co boli, jest to niewygodne, ale jest też realną częścią naszego życia, a potem znowu wkładamy mnóstwo wysiłku w ukrycie tego. Chyba podobnie jest z nadawaniem życiowym wydarzeniom tak zwanego „głębszego sensu”.

Strata boli, czasem nie da się jej opisać ani o niej opowiedziedzieć

 

Im trudniejsze i bardziej niezrozumiałe okoliczności, w których się znajdujemy, tym silniejsza potrzeba zrozumienia ich, uporządkowania. „Dziwność” trudno zaakceptować również u innych, sięgamy więc po różne metody poradzenia sobie z nią.

Wiele osób próbuje nadać cierpieniu związanemu z niepłodnością sens. Trudno sobie wyobrazić, że coś tak potężnego i wielowymiarowego mogłoby nie mieć głębszego sensu.

Mogłoby to konfrontować z poczuciem bezsilności i niesprawiedliwości, na które nie ma rozwiązania i które czasami można tylko wytrzymać. Cierpienie uszlachetnia, wspomaga rozwój osobisty, a dla osób głęboko religijnych ma dodatkowy wymiar. Z jakiegoś powodu potrzebne jest nam to przekonanie. Warto się jednak zastanowić, na czym się ono opiera i jakie przynosi skutki. Wnioski mogą być zaskakujące.

Nie radź, ale bądź!

W obliczu tragedii, niezależnie od tego czy będzie to śmierć dziecka, współmałżonka, utrata dobytku lub pracy, reakcja środowiska jest uniwersalna i niezmienna. Ludzie znikają, nie mogąc wytrzymać cudzego cierpienia i swojej bezradności lub spieszą z radami. Mogą mieć one formę konkretnych zaleceń, wskazówek, dzielenia się „życiową filozofią”.

Chcąc pomóc sobie lub innym, chętnie sięgamy też po nieśmiertelną formułkę o „braniu odpowiedzialności” za siebie i za to, co przyniosła rzeczywistość. Tylko jak (i właściwie dlaczego) należy brać odpowiedzialność za coś, czego nigdy się nie chciało?

Czy rzeczywiście należy brać odpowiedzialność za cierpienie? Co to właściwie znaczy…

Wszystko zdarza się z jakiegoś powodu i powodowane jest głębszym, choć niekoniecznie od razu widocznym sensem. Niektóre sprawy muszą się wydarzyć, żeby człowiek mógł docenić to, co ma i odpowiednio to wykorzystać.

Dla niektórych ludzi tragedia staje się początkiem nowego życia.

Na przykład pewna kobieta, która w wypadku straciła zdrowie, cierpiała na nieustanny, mniejszy lub większy, ból wywołany uderzeniem przez samochód, zaczęła traktować ten moment jako punkt zwrotny w swoim życiu. Wcześniej miała poczucie, że jej sytuacja jest beznadziejna – nie potrafiła wykorzystywać nadarzających się okazji, czuła się samotna, czuła się bardzo samotna. Wypadek spowodował, że zaczęła siebie i swoje życie bardziej doceniać, spotkała też życzliwych ludzi, którzy pomogli jej poradzić sobie z licznymi trudnościami. Można by pomyśleć więc, że rzeczywiście nic nie dzieje się bez przyczyny, że osobisty dramat udało się jej przekuć w pozytyw. Można by…

Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że szukanie głębokiego sensu w tragedii, jakakolwiek by ona nie była, jest też dla osób nią dotkniętych krzywdzące, nadużywające i okrutne. Odbiera szansę na realną ocenę sytuacji, która pomogłaby poradzić sobie z długotrwałymi skutkami traumy. To, z czym rzeczywiście się mierzymy w sytuacji nieoczekiwanej i trudnej, to jakaś forma utraty – znanego dotąd życia, ludzi, rzeczy, planów i pragnień. Doświadczenie utraty wiąże się z kolei z koniecznością przeżycia żałoby, pożegnania się z utraconym i nauczenia się nowego życia.

Ostatnie miesiące roku są niezmiennie czasem sprzyjającym skupieniu, refleksji i podsumowań. Dla wielu osób być może mijający rok był czasem strat. Rzeczywistość będzie więc ich z nimi konfrontować, niezależnie od wysiłku, jaki na co dzień wkładają, żeby zapomnieć albo po prostu przeżyć kolejny dzień.

Można zastanawiać się, czy niepłodność lub poronienie jest doświadczeniem, które prowadzi do takich przewartościowań w życiu, które w ostatecznym rozrachunku odczytujemy jako pozytywne. Niepłodność czy utrata dziecka nie jest niczyją winą i nie są też niczyją odpowiedzialnością.

Dlaczego nie moglibyśmy zmierzyć się z tym, że pewne sytuacje nie mają większego sensu? Że nie są ani sprawiedliwe, ani uzasadnione, że nie powodują osobistego wzrostu ani wzmocnienia duchowego. Dlaczego nie można zgodzić się na to, że nie wszystko można naprawić?

Z niektórymi życiowymi doświadczeniami po prostu trzeba się jakoś w sobie ułożyć

To z kolei prowadzi do konieczności odbycia żałoby, czyli do przeżycia smutku, zwątpienia, depresji, rozpaczy, wściekłości i bezsilności. Jeśli mielibyśmy wybór, chętnie uniknęlibyśmy tych uczuć. Nic dziwnego. Ale w ich przeżyciu jest prawda i jedyny sposób na włączenie trudnych doświadczeń do historii życia. Prowadzi to do ich akceptacji.

Przekonywanie siebie i innych do tezy, że „nic nie dzieje się bez przyczyny”, zamyka szansę na pogodzenie się ze stratą. Zatrzymujemy bardzo trudny i bolesny proces, odbieramy prawo do cierpienia, do bycia człowiekiem, który nie wszystko musi znieść i czasami może nie mieć siły. Najważniejsze wsparcie, jakie można dać człowiekowi przechodzącemu żałobę, to bycie z nim. Obecność. Powstrzymywanie się przed dawaniem rad i wytrzymanie bólu. I to właśnie jest chyba najtrudniejsze.

POLECAMY TAKŻE:

Kiedy zaufać intuicji?

Zajrzyj wgłąb siebie – odkryj najmniejszą komnatę swojego JA

Jak się dowartościować – praktyczne ćwiczenia

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *