O człowieku bez marzeń, za to bardzo szczęśliwym. Jak to możliwe?

Niedługo po tym, jak poznałem się z moją przyszłą żoną, zapytała mnie, jakie mam marzenia. Po chwili zastanowienia i gdy nic rozsądnego nie przyszło mi do głowy, odpowiedziałem jej, że nie mam żadnych marzeń. Jak do tego doszło?!

Od tamtej pory zastanawiam się od czasu do czasu, dlaczego tak się stało. Jak doszło do tego, że moje życie pozbawione jest marzeń? Czy przez to jest gorsze? Czy jest przez to smutniejsze? Czy marzyć się można nauczyć na nowo? A może naturalną cechą realistów z domieszką pesymizmu jest absolutny brak marzeń?

Czy boję się marzyć? Czy po prostu zupełnie nie potrafię tego robić? A może nie chcę z jakiegoś powodu? Czy brak marzeń jest czymś złym? A może przeciwnie – jest czymś dobrym?

Marzenia to ucieczka?

Ojciec znanej nam współcześnie psychologii – Zygmunt Freud – marzeniom przypisywał rolę kompensacyjną. Twierdził, że gdy ludziom brakuje czegoś w ich realnym życiu – wówczas uciekają w świat marzeń. Freud skupiał się głównie na marzeniach sennych, jednakże wobec marzeń dziennych miał podobny pogląd.

Z tej perspektywy marzenia jawią się jako rodzaj zadośćuczynienia za życiowe niepowodzenia, więc trudno uznać ich brak za cokolwiek złego. Ten medal ma jednak także drugą stronę, bardziej mroczną.

Marzenia są wszak czymś, co można uznać za wyznaczenie życiowego celu, rodzaj życiowej misji. Są niczym gwiazdy wskazujące kierunek tuż nad linią horyzontu. Nie można do nich dotrzeć, ale wiadomo, w jakim kierunku zmierzać. W takim przypadku marzenia mogą z czasem przekładać się na plany działań, które prowadzą do realizacji marzeń (o ile mają one realny wymiar). Brak marzeń wówczas może utrudniać życiową nawigację, uniemożliwiać ustalenie dalekosiężnych celów i planów.

marzenia-sa-niczym-gwiazdy-wskazujace-kierunek-tuz-nad-linia-horyzontu-nie-mozna-do-nich-dotrzec-ale-wiadomo-w-jakim-kierunku-zmierzac-1

Wyobrażenia, oczekiwania, nadzieje

Mój brak marzeń nie oznacza jednak, że nie mam planów i żadnych celów w życiu. Przeciwnie. Mam też trochę wyobrażeń, jak chciałbym, aby pewne kwestie wyglądały w przyszłości, nawet jeśli nie mam na nie realnego wpływu lub mam bardzo ograniczony. W pewnym sensie zatem można uznać to za marzenia, choć ja wolę używać określeń wyobrażenie lub oczekiwanie, a gdy nie mam faktycznego wpływu na realizację takiego czy innego scenariusza – słowa nadzieja.

Wynika to z kilku powodów. Po pierwsze marzenie, być może nie do końca słusznie, ale wydaje mi się pojęciem infantylnym. Kojarzy mi się, z niezwykle pożyteczną zresztą, fundacją Mam Marzenie, której celem jest realizacja marzeń chorych dzieciaków. Takie mam właśnie wyobrażenie o marzeniach – są one nierozłącznie związane z dziecięcą wizją świata. Z często niemożliwym do realizacji myśleniem życzeniowym. A ja nie lubię oddawać się temu, co niemożliwe.

Po drugie marzenie kojarzy mi się z czymś wielkim, ale naiwnym. Podobnie jak wypowiedź kolejnych miss-czegoś-tam – “Moim największym marzeniem jest pokój i likwidacja głodu na świecie”. Brzmi dobrze i medialnie, ale to mrzonka.

Co zatem zamiast marzeń?

Wyobrażenia i oczekiwania (niektóre z nich nazwałbym nadziejami). Dotyczą bardzo różnych spraw. Przykładowo, wyobrażam sobie, że moja córka wyrośnie na dobrego człowieka o wysokim poczuciu własnej wartości. Nie zarozumiałego, ale pewnego siebie. Nie naiwnego, ale ufnego. Wierzę, że potrafię dać jej to wszystko, co umożliwi w przyszłości realizację takiego celu. Oczekuję, że będzie bardziej ode mnie zdecydowana w działaniu (co jest domeną mojej żony), ale jednocześnie niepozbawionego umiejętności analizowania i analitycznego rozumowania (z czym ja się mocno utożsamiam).

Mam nadzieję także, że podobnie jak moi dziadkowie, będę sprawny do późnej starości i przez to stanę się zmorą ZUS-u, a nie przekleństwem dla moich bliskich. Mam na to dość ograniczony wpływ, jednak liczę na realizację takiego pozytywnego scenariusza.

Czasem wyobrażam sobie również, że pomimo rozlicznych raf, na których łatwo rozbić wspólną łajbę, moje małżeństwo przetrwa i nie będę się starzeć sam. Nie lubię samotności, choć w gruncie rzeczy wiele ważnych decyzji i chwil w życiu przeżywamy samotnie, a właściwie samodzielnie.

Kiedyś usłyszałem “Nie będziesz za mnie umierać, więc nie mów mi, jak mam żyć. Każdy pisze swoją własną historię.”

Na koniec wreszcie mam nadzieję, że Polska będzie za kilka lat lepszym miejscem do życia, niż jest teraz. Choć to oczekiwanie może nie różnić się niczym od marzenia – naiwnej wiary w niemożliwe. Oby tak się nie stało.

Polecamy także:

Spełnij marzenie o dziecku – podpowiadamy, jak to w końcu zrobić

Jak być rodzicem szczęśliwym, a nie rodzicem za wszelką cenę

7 książek, dzięki którym inaczej spojrzysz na niepłodność

 

Komentarze: 1

Mam identycznie 1 do 1

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *