O nadziejo przedziwna… Jak pasek Św. Dominika pomógł zajść w ciążę

Czym jest pasek Św. Dominika? Wiele par, oprócz starań o dziecko z pomocą medycyny, nieustannie szuka także alternatywnych lub pobocznych sposobów na pokonanie niepłodności – a robią to zwłaszcza ci, którzy usłyszeli, że medycyna niewiele może już pomóc i tylko cud może sprawić, by pojawiło się dziecko.

Pasek Św. Dominika, który sam w sobie metodą nie jest, stał się dla wielu par „nadprzyrodzoną” pomocą i lekarstwem, dzięki któremu zostali rodzicami. A w każdym razie mocno w to wierzą. Choć racjonalnie trudno powiedzieć, na ile to wiara uczyniła ten cud, a na ile „cudowny” zbieg okoliczności – jedno jest pewne: Mniszki Zakonu Kaznodziejskiego z Krakowa codziennie wysyłają w Polskę i świat bawełniane tasiemki z modlitwą do Św. Dominika, patrona kobiet niepłodnych, ciężarnych i rodzących.

Na stronie zakonnic można przeczytać wiele świadectw kobiet i par, które wierzą, że dzięki codziennej modlitwie do patrona, zostały matkami. Po tasiemkę sięgają również te kobiety, które o dziecko starają się za pomocą metod takich jak in vitro. Wiara jeszcze nikomu nie zaszkodziła – mówią, a wielu pomogła przetrwać ten koszmarny czas próby.

O nadziejo przedziwna…

Jak trwoga to do Boga – śmieje się Lilka*. Ma 30 lat, przez trzy lata starali się z mężem o dziecko.  Przez ten czas przeszła dwie inseminacje, dwie nieudane procedury in vitro oraz ciążę biochemiczną. – Gdy zobaczyłam po raz pierwszy dwie kreski na teście, myślałam, że oszaleję z radości – mówi. – Gdy okazało się, że to ciąża martwa, bez szans, mój świat się zawalił. Dosłownie. Te trzy lata prób wykończyły mnie niemal do końca, postawiły nasze małżeństwo przed gigantyczną próbą – w którymś momencie mąż powiedział, że to już nie ma sensu i nie miał wcale na myśli starań o dziecko. Przyznaję, że to mnie otrzeźwiło i na nowo podjęliśmy wspólnie decyzję, że przede wszystkim zadbamy o siebie. Tak naprawdę jednak wszystko nadal kręciło się w mojej głowie i myślach wokół dziecka. W związku z tym, że to niepłodność idiopatyczna, nie za bardzo wiadomo było, o co chodzi. Mąż jest zdrowy, a problem leży po mojej stronie. To strasznie załamujące. Młoda, niebrzydka, niegłupia, niepłodna – za co to ostatnie?! – pyta.

„Przepłakałam wiele nocy, wykrzyczałam swoje złości całemu światu, obraziłam się na wszystkich szczęśliwych ludzi wokół mnie, nie mogłam patrzeć na te kolejne ciąże w rodzinie, cudze dzieci zaczęły mnie denerwować, w końcu obraziłam się na Boga, w którego wierzyłam.”

Wiem, że dla niektórych ta sfera nie ma nic wspólnego z tak namacalnymi sprawami jak choroby, że modlitwą nie wyleczysz ani raka, ani nie zajdziesz w ciążę. Ja jednak od dziecka wierzyłam w jakąś nadprzyrodzoną siłę, która pchała mnie zawsze tam, gdzie było dobrze, bezpiecznie. Dziękowałam tej Opatrzności, że tak chroni mnie przed nieszczęściami. Ale nie sądziłam, że czeka mnie właśnie to: niepłodność, brak dziecka, małżeństwo na włosku, łzy, stres, ból.

Niepłodność skutecznie wystawiła i moją wiarę na próbę. W zasadzie na moment ją zabiła. Zaczęłam szukać pomocy w medycynie niekonwencjonalnej. Dopiero potem uświadomiłam sobie, że „postawiłam bogów cudzych…”.

„Byłam i u zielarza, i u refleksologów, chodziłam na akupunkturę, a nawet medytowałam i zaczęłam uprawiać jogę hormonalną, zaczytywałam się w horoskopach, robiłam jakieś chore rytuały na płodność. Nic – kompletnie. Zero.”

Za to mąż, który obserwując mnie w tym szaleństwie, coraz bardziej pogrążał się w jakimś smutku, przygnębieniu. Zaczął znikać wieczorami, co we mnie rodziło automatyczne podejrzenie, niemal pewność, że mnie zaczął zdradzać. Po co mu niepłodna żona – przecież to jasne. I tak przez kilka miesięcy.

Któregoś wieczoru, w zasadzie było już przed północą, usiadł obok mnie i wyjął z kieszeni jakieś zawiniątko – bawełnianą tasiemkę, na której było coś napisane. Może to ci pomoże – powiedział. Pomyślałam, że oszalał, że może ze mną już naprawdę jest tragicznie. Pamiętam, jak rozpłakałam się i nie mogłam opanować. Nie było mowy o żadnych innych sposobach, a już tym bardziej o modlitwie – przecież to nie działa, nic już nie działa. Zwyzywałam męża od nienormalnych, lekkoduchów, nawiedzonych albo nasłanych przez matkę (teściowa jest bardzo wierzącą osobą i jak tylko dowiedziała się, że mamy problemy z ciążą, bardzo dużo się modliła za nas – mówiąc, że modli się nie tylko za ciążę naturalną, ale za moją brzemienność uzyskaną każdą metodą. Fakt – nie miała problemu z tym, że zdecydowaliśmy się na in vitro). Odszedł wtedy bez słowa.

Mała tasiemka trafiła w moje ręce dopiero następnego dnia – mąż zostawił ja na stoliku przy kanapie, na której zasnęłam. Nie wiem, dlaczego, ale pomyślałam, że może to jednak znak? W internecie przeczytałam, że to tzw. pasek Św. Dominika – dar dla małżeństw, które starają się o dziecko. Do tego modlitwa. Odmówiłam ją po raz pierwszy chyba zupełnie nieświadomie, potem poczułam w sobie, że tych kilka słów, zdań dają mi jakąś dawkę energii. Nie umiem tego wyjaśnić. Wiem natomiast, że gest męża dał mi sporo do myślenia. Także o nim, jako o tym, który także cierpi z powodu braku dziecka. Ale także jak o mężczyźnie mojego życia, któremu swoim stanem emocjonalnym to życie zabierałam, odsuwałam się od niego, choć pragnienie dziecka to przecież bliskość.

„Poczułam, że pragnę znów być blisko – że sama nigdzie nie dojdę, że potrzebuję ukojenia w jego mocnych ramionach. Trudno o tym mówić, ale to był jakiś nadprzyrodzony powrót tych wszystkich emocji i uczuć pod jego adresem, jakie miałam dawno, dawno temu – tych, które ma zakochana dziewczyna.”

Ten moment, gdy znów – po wielu miesiącach – byliśmy ze sobą najbliżej jak to możliwe nie z powodu dziecka i dni, które miały potencjał ciążowy, ale z potrzeby siebie, z pragnienia, z miłości, z tęsknoty – nie zapomnę nigdy. To był jakiś przełom – uświadomienie sobie, że to właśnie jest najważniejsze, że bez takiej miłości i bliskości, nie warto starać się za wszelką cenę o dziecko. Bardzo go pragnęłam, ale i uspokoiłam się – pomyślałam, że co ma być, to będzie. Przypomniałam sobie wszystko to, co było zanim wpadłam w szaleńczy pościg za ciążą. Pomyślałam, że nie jesteśmy śmiertelnie chorzy, że mamy siebie, że jeśli dane nam być rodzicami – to nimi będziemy.

„Tasiemka, a w zasadzie pasek, od męża była dla mnie tym przełomem, ale nie talizmanem i zaklęciem na ciążę.”

Była jakimś symbolem zmiany – dowodem, że i on doszedł do momentu, w którym trzeba już tylko zawierzyć sile, która jest, a której nie rozumiemy, ale i nie musimy rozumieć. Najważniejsze, że zaczęło być dobrze – spokojnie, znów bezpiecznie, znów nieco bardziej optymistycznie. Pękła jakaś blokada psychiczna, stres ustąpił.

Czy odmawiałam tę modlitwę z tasiemki? Tak – odmawiałam. Trochę słowo w słowo, trochę po swojemu. Nie robiłam jednak tego na siłę. I nie wiem, czy to właśnie to – naprawdę nie wiem. Może to ta blokada psychiczna, może jakiś wyjątkowy moment i reakcja mojego organizmu – lekarz nie umie tego wyjaśnić. Tak, jestem w ciąży! Na razie to początek, ale wierzę, że tym razem to początek najwspanialszego rozdziału w moim, naszym, życiu.

(*imię zostało zmienione i pozostaje do wiadomości redakcji)

Szwedzki cud*

Oboje z mężem zawsze pragnęliśmy mieć dzieci. Nigdy nie planowaliśmy ich – po prostu chcieliśmy je mieć. Myśleliśmy początkowo o córeczce Karolince, ale potem to już było wszystko jedno, czy Karolinka, czy Karol, byleby tylko było dziecko. Od 1990 r. mieszkaliśmy w Szwecji i niestety parę lat potem pierwszy raz poroniłam. Po tym wydarzeniu rzuciłam się w wir pracy, żeby zapomnieć o bólu. Nie ukrywam, że może nie byłam dojrzała, by jakoś to sobie wytłumaczyć i dalej próbować.

Taka sytuacja trwała do 1999 r., miałam wtedy 36 lat i to był najwyższy czas na macierzyństwo. Zaczęliśmy się starać o dziecko, ale bezskutecznie. W kwietniu, na początku trzeciego miesiąca, ponownie poroniłam…

Pasek Św. Dominika

Załamałam się psychicznie. Doszłam do wniosku, że nasza chęć posiadania dziecka została przez te ostatnie lata przytłumiona pracą i jej zmianą oraz nauką. Byłam zagubiona w tym wszystkim. I oto nagle okazało się, że jest już za późno. Jednak bardzo pragnęliśmy być rodzicami. Gdybyśmy mieli nie doświadczyć naturalnego rodzicielstwa, zdecydowalibyśmy się na adopcję. Uważaliśmy bowiem, że w tym wszystkim jest jakaś przyczyna, jakiś plan. Miałam jednak przejść ogólne badania, które stwierdziłyby przyczynę naszych niepowodzeń, czy leży ona po mojej, czy po męża stronie. 

Wielkanoc w 2000 r. spędziliśmy w Vadstenie. Odkryliśmy tam klasztor Sióstr Brygidek, poszliśmy na szwedzką katolicką mszę. Stwierdziliśmy, że dobrze byłoby pojechać tam kiedyś z dziećmi. Widziałam matki z dziećmi i myślałam, że one nie zdają sobie sprawy z tego, co mają, że bycie matką to skarb i błogosławieństwo. Myślałam też, że może ja swoim życiem lub my nie zasłużyliśmy na ten dar. Nie moją jest rzeczą oceniać, ale jest jakiś sens w tym, że oboje z mężem jesteśmy w Szwecji, mimo że do końca sami nie planowaliśmy tego. Mieliśmy przyjechać tu na parę lat, a w rezultacie mąż jest 15, a ja 14 lat.

Pobyt w Vadstenie bardzo mi się podobał. To niezwykle piękne, specyficzne miejsce, piękny kościół i klasztor założony przez św. Brygidę, która podobno miała widzenie, w którym Jezus powiedział jej, jak architektonicznie kościół ma wyglądać, ile ma mieć naw itd.

„Po powrocie z tego pięknego miejsca uspokoiłam się wewnętrznie. Wprawdzie zawsze byłam optymistką, jednak trudno było mi się z tymi poronieniami, które przeszłam, pogodzić. Obydwoje zresztą przyjechaliśmy do domu bardzo wyciszeni. Pomyślałam sobie wtedy, że może tym razem spotka nas szczęście.”

Wkrótce dostałam telefon od mojej mamy i dowiedziałam się od niej o pasku św. Dominika. Z rozmowy nie bardzo zrozumiałam, co to jest. Mama, osoba bardzo wierząca, postanowiła, że przyśle mi go. I rzeczywiście przyszła gruba koperta z tekstem modlitwy, informacją o św. Dominiku i z samym paskiem – bawełnianą tasiemką z nadrukiem.

„Początkowo włożyłam ten pasek do szuflady, ale coś nie dawało mi spokoju.”

Zaczęłam czytać o św. Dominiku i najpierw co drugi dzień, a potem codziennie odmawiać modlitwę. Z początku też nie opasywałam się paskiem, choć było napisane, iż św. Dominik jest patronem kobiet brzemiennych i pragnących mieć dziecko, bo ważniejsze było dla mnie przybliżenie się do tego świętego, a przez niego do Boga. Modlitwa jest bardzo prosta i łatwo wpada w ucho.

Niedługo potem pojechaliśmy z mężem na wakacje do Bostonu, gdzie spędziliśmy trzy tygodnie. To tam poczęło się nasze dziecko. Nie rozstawałam się z paskiem, aż do momentu pójścia do szpitala. Wtedy wzięłam go ze sobą do kieszeni, aby mi i tam towarzyszył.

Drugie dziecko chcieliśmy mieć dość szybko, bo nie wiedzieliśmy, ile czasu to zajmie. Ale przyszło bardzo szybko. Mój pierwszy pasek pożyczyłam przyjaciółce. Jestem chrzestną matką jej syna. Kiedy nosiła swe dziecko pod sercem, była bardzo zestresowana, zmęczona, obawiała się nie tyle porodu, ile jak to będzie. Kolejny pasek mam dla córki znajomych moich rodziców.

Zarówno Tomek, jak i Karolinka – moje dzieci, na trzecie imię mają Dominik. Oba paski są złożone i przechowujemy je jako pamiątkę. Mamy z mężem taki pomysł, żeby każdemu dziecku zrobić książeczki, dołączyć zdjęcia. Opisałam już dla Tomka w zeszyciku, jak się rozwijał i to samo zrobię dla Karolinki. Oczywiście, w książeczce na pierwszym miejscu będzie pasek św. Dominika.

„Jestem osobą wierzącą. Ale w życiu nie wszystko trzeba wiedzieć do końca – co było, jak było – nie to jest ważne. Wszystko ma swoją przyczynę i ja tego w życiu doświadczyłam.”

W ubiegłym roku pojechaliśmy z dziećmi i moimi rodzicami do Vadsteny na obchody 700-lecia urodzin św. Brygidy. Wybraliśmy się tam 29 maja, po dwóch miesiącach od urodzenia Karolinki i to było niezwykłe, bo oto okazało się, że moje marzenie sprzed trzech lat się spełniło. A więc wszystko ma sens, tylko człowiek nie zawsze sobie z tego chce zdać sprawę. Trzeba czasu, by to wszystko w życiu zrozumieć.

Pasek Św. Dominika – co to jest i gdzie zamówić

Pasek Świętego Dominika jest to dar dla małżeństw, które pragną mieć dzieci, a napotykają różne trudności w realizacji swoich pragnień. Pasek św. Dominika nie jest talizmanem i nie jest przedmiotem magicznym. Jest tylko wezwaniem małżonków do usilnej i ufnej modlitwy o upragnione potomstwo za wstawiennictwem tego świętego.

Sam pasek, kawek bawełnianej tasiemki z nadrukiem krótkiej modlitwy do św. Dominika, oraz pełen zestaw modlitw w tej intencji można otrzymać od mniszek dominikańskich z Gródka w Krakowie.

Siostry Dominikanki, ul. Mikołajska 21, 31-027 Kraków, tel. (012) 422-79-25. Więcej na stronie internetowej TUTAJ. 
(*świadectwo pochodzi z nieoficjalnej strony ss. Dominikanek klauzurowych z krakowskiego klasztoru Na Gródku).

Polecamy także:

Mniej niż 1 proc. szans na ciążę. Efekt? Dwójka z in vitro, trzecie naturalnie

7 lat trudnej walki bez skutku. “To nie ta chwila…”

Gdy in vitro zawodzi, pomagają zioła. Jak to możliwe?

 


Polonistka, dziennikarka, redaktorka. Specjalizuje się w tematyce: ciąża, parenting, niepłodność, dieta propłodnościowa. Email: redakcja@brubenpolska.pl
Komentarze: 8

My z mężem również możemy dać świadectwo cudu za wstawiennictwem św. Dominika. Staraliśmy się o dziecko ok.2 lat, wyniki były bardzo złe, lekarze jednogłośnie stwierdzili że naturalne poczęcie nie jest realne, proponowali in vitro. W pierwszym miesiącu noszenia paska i codziennej gorącej modlitwy zaszłam w ciążę. Chwała Panu za Jego cuda ❤️

Nam również Św.Dominik pomogl. Po 2 poronieniach, zaszlam w upragnioną ciążę. Nie był to łatwy czas. Ciąża była zagrożona, później sam poród też nie był łatwy. Ale Syn urodził się zdrowy. Po kilku latach zaczęliśmy się starać o drugie dziecko. Z wiarą również modliłam się do Św. Dominika. I tym razem ciąża była zagrożona a poród był bardzo ciężki. Córeczka urodziła się w ciężkiej zamartwicy z niewydolnością oddechową i krążeniową. Poruszyłam Niebo i Ziemię. Nie usyawałam w modlitwie do Św.Dominika. Córeczka jest zdrowa. Wierzę, że to Boża zasługa.

Za bardzo nie wiem jak mam to ująć że pragnę dziecka i staramy się z narzeczonym już jakiś czas i ciągle nic

A chciałam zapytać co w liście trzeba napisać do sióstr

Z uwagi na wiek i choroby wspolistniejace mialam małe szanse na naturalna ciaze. Leczylismy sie w Klinice Nieplodnosci,nie zdecydowalismy sie na in vitro.Od pazdziernika nosilam pasek Swietego Dominika i codziennie sie modlilam.Odmowilam rowniez Nowenne do Matki Bozej Rozwiazujacej Wezly i uczestniczylam we Msza Świętych o uzdrowienie. W listopadzie byłam na Mszy Swietej u Siostr Dominikanek w Krakowie.Byly moze 4 osoby i siostry w ukryciu.Pod koniec w miejscu ogłoszeń ksiądz powiedzial Zaprawdę powiadam Wam wszystko o co się modliliscie będzie wam dane.W lutym dowiedziałam się że jestem w ciąży.Pomimo wieku ciaza i porod przebiegally prawidłowo,czulam sie wspaniałe,codziennie modlilam się do Swietego Dominika za siebie ,swoje dziecko ,swoja rodzine i inne Matki .Przez całą ciaze nosilam pasek.Nasz Syn Dominik urodził się w październiku zdrowy,piękny i mądry.Wierze że Pan uczynił dla nas za wstawiennictwem swoich Swietych prawdziwy Cud.Chwala Panu.

Moja historia jest dowodem tego jak wiara i pasek czynią cuda… Siedem lat temu urodziłam córkę, zdrową, bez większych problemów, około dwa lata później zaczęliśmy starać się z mężem o drugie dziecko, jednak fala niepowodzeń odebrała mi radość życia… ostatnie pięć lat myślałam tylko o tym jak bardzo pragnę dziecka, którego nie mogę mieć… najpierw dwie ciąże pozamaciczne, następną ciąże szybko poroniłam, w kolejnej byłam bardzo szczęśliwa, że jest wszystko ok, ale i tym razem się nie udało… moja córeczka odeszła w 26 tygodniu ciąży. Świat się dla mnie skończył, nie nienawidziłam siebie, nie mogłam patrzeć na kobiety w ciąży wokół mnie… Depresja i frustracja narastały i wtedy zaczęłam się modlić… poczułam się lepiej… złożyłam swój los w ręce Pana Boga i Maryi. Pojechałam do Gietrzwałdu, prosiłam Maryję o pomoc, miesiąc później znowu byłam w ciąży-szóstej. Napisałam swoją historie do sióstr dominikanek w Krakowie prosząc o modlitwę. Strach był ogromny, ale wierzyłam że Św. Dominik, Maryja, Jezus są ze mną. Pasek nosiłam całą ciąże, każdego dnia i modliłam się. 23 marca urodziłam córeczkę i każdego dnia dziękuje Bogu za moją rodzinę.

Razem z mężem zaczęliśmy się modlić do św. Dominika dokładnie 2.04.2018, po 2 latach starań o dziecko. 12.05.2018 dowiedziałam się że jestem w ciąży 🙂 Teraz jestem w 21 tygodniu i każdego wieczoru zwracamy się do św. Dominika o szczęśliwe rozwiązanie. Módlcie się z wiarą a On was wysłucha! Chwała Panu!

I ja mam pasek św. Dominika ale na razie, 2 miesiąc nic, ale trwam dalej, bo tylko w Nim mam już nadzieję…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *