odebrana nadzieje na in vitro

Wywiad – Odebrane nadzieje na in vitro

Wywiad, który przeprowadziłam z Magdą, nie kończy się co prawda happy endem, ale pozostawia iskierkę wiary i nadziei na to, że los się jednak odmieni i w ich domu zagości w końcu mały „ktoś”. Muszą jeszcze chwilę poczekać na swoje szczęście, ale nie poddadzą się, nie mogą. Zaszli już tak daleko. Udało im się skorzystać z dwóch prób refundowanego in vitro, na trzecie już nie zdążyli. Wszystko za sprawą ostatnich posunięć obecnych panujących. Takich osób, jak Magda, jest multum. Osób, dla których chwilowo zgasł płomień nadziei na spełnienie ich marzeń, ale które nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa i zrobią wszystko, aby ZWYCIĘŻYĆ, a MY im w tym pomożemy.

 

Paulina Ryglowska-Stopka:  Zostaliście zakwalifikowani do rządowego programu refundacji in vitro, który zakładał trzy bezpłatne próby pełnego cyklu in vitro. Skorzystaliście z dwóch. Na trzecie nie ma już szans. Powiedz mi, jaką przyczynę odmowy podała Wam klinika, w której się leczyliście?

Magda: Nasza historia jest troszkę inna. Do in vitro nie dostaliśmy się z moim partnerem przez żadną klinikę, tylko przez prywatnego lekarza. “Mój” lekarz ma chyba podpisaną jakąś umowę z kliniką w Białymstoku – KRIOBANK. Prowadzi na miejscu całą stymulację, a na samą punkcję i transfer jadę już do kliniki. Nie powiem, bo to dla nas było bardzo wygodne. Mieszkamy 35 km od Warszawy, a gabinet lekarski znajduje sie w centrum Warszawy. Większość par, leczących się w klinikach, musi do nich dojeżdżać na każdą wizytę. Nie wyobrażam sobie pokonywania np. 200 czy 300 km w jedną stronę co kilka dni, aby obserwować jak rosną pęcherzyki. Koszty by nas chyba zabiły. No i wolne w pracy. Niestety nie mogę sobie na to pozwolić.

Wiadomość o odmowie ze skorzystania z dalszego leczenia przekazał mi właśnie ten lekarz, który przeprowadzał dwie wcześniejsze stymulacje.

Ostatni raz do transferu podchodziłam w listopadzie 2015 roku, niestety nie udało się i od tamtej pory nie byłam na żadnych wizytach kontrolnych. Potrzebowałam trochę odpocząć fizycznie i psychicznie, ale przyszła pora, żeby się zebrać w sobie i zapisałam się na wizytę. A na wizycie szok, usłyszałam – “Nie wiem czy znajdzie się jeszcze dla Pani miejsce”; – “Jak to?! Nie ma już miejsca?! Przecież została nam jeszcze jedna próba”. Lekarz zapewnił mnie, że zadzwoni później do kliniki i się dowie jak z dostępnością miejsc.

Pojechałam do domu, ta myśl nie dawała mi spokoju, zadzwoniłam sama.

Pani, która zajmuje się refundacją i wszystkim, co jest z tym związane, poinformowała mnie, że nie ma nas na liście oczekujących na zabieg. Lekarz, który prowadzi moje leczenie, nie uwzględnił nas w dalszych próbach. Podobno jakiś czas temu przesyłał do kliniki listę pacjentek, które będą podchodziły do in vitro. Nie omieszkałam oczywiście zadzwonić do lekarza i poinformować go o tym, czego się dowiedziałam. Na moje pytanie “I co teraz, już nigdzie się nie dostaniemy?” odpowiedział krótko – “No nie”. Rozłączyłam się, bo ciśnienie skoczyło mi chyba do orbity, mogłam powiedzieć o parę słów za dużo, a może właśnie szkoda, że nie powiedziałam. Siedziałam i wyłam z bezsilności. Uświadomiłam sobie chyba pierwszy raz odkąd się staramy, że opcja nieposiadania dzieci jest coraz realniejsza w naszym przypadku i na tym by się chyba zakończyła nasza przygoda z refundowanym in vitro.

 

Czym według Ciebie jest spowodowana taka decyzja – czy uważasz, że decyzja obecnego rządu nieprzedłużająca dalszą refundację to główny powód?

Tak, uważam, że ta decyzja jest spowodowana nieprzedłużeniem refundacji przez obecny rząd. Większość par próbuje się dostać jak najszybciej i wykorzystać wszystkie próby, które jeszcze im zostały. Następnym minusem jest to, że kliniki mają ograniczony budżet, a to też niesie ze sobą jakieś konsekwencje.

 

Czy klinika zaproponowała Wam jakieś inne wyjście, czy pozostaje jedynie opcja prywatnego dokończenia leczenia?

Pani z kliniki nie umiała nam nic doradzić, co mamy dalej robić. Przypuszczam, że w naszym przypadku pozostaje nam już tylko prywatne dokończenie leczenia. Na chwilę obecną nie ma już nigdzie wolnych miejsc.

 

Jak długo staracie się o dziecko? Czy znacie przyczynę niepowodzeń?

O dziecko staramy się już prawie 7 lat. Po przebadaniu się od góry do dołu i nie znalezieniu u mnie żadnej przyczyny niepowodzeń, przyszła pora na mojego partnera. No i wyszło szydło z worka. Obniżone parametry nasienia. Tylko 5% prawidłowych plemników. I to jest właśnie stwierdzona przyczyna.

 

Kiedy przystąpiliście do pierwszej, refundowanej jeszcze próby?

Pierwszą wizytę kwalifikacyjną odbyliśmy w sierpniu 2014 roku, stymulację rozpoczęliśmy miesiąc później, a pierwsze podejście do punkcji i transferu mieliśmy na początku października.

 

Rozumiem, że dwie poprzednie próby zakończyły się niepowodzeniem?

Pierwsza próba była szczęśliwa, ale tylko na chwilę. W 13 tc na badaniach prenatalnych dowiedziałam się, że serduszko mojej małej kruszynki przestało bić. Lekarz ocenił płód na 11 tc. Następna próba – klapa, i jeszcze kolejna z zamrożonego zarodka również.

 

Obecny minister zdrowia proponuje niepłodnym parom alternatywę dla in vitro – naprotechnologię. Czy znasz tę metodę, może już z niej korzystaliście? Sądzisz, że mogłaby ona pomóc Wam w leczeniu Waszych problemów i będzie rzeczywiście lepsza niż in vitro?

Do nowego pomysłu naszego ministra podchodzę raczej sceptycznie. W naszym przypadku ta metoda nam nie pomoże, bo nie bierze pod uwagę problemów ze strony męskiej. Przecież na zdrowy rozum nikt mi nie naprodukuje plemników. Może w niektórych przypadkach u par, gdzie stwierdzono problem leżący po stronie kobiety, ta metoda coś da. Ja tak na dobrą sprawę z naprotechnologią mam do czynienia na co dzień w domu, obserwując swój organizm, robiąc testy owulacyjne, zwracając uwagę na to jaki mam śluz. Bo to dla mnie nie jest nic innego, jak właśnie to.

 

I ostatnie pytanie, SLD chce zbierać podpisy pod obywatelskim projektem przywrócenia dalszej refundacji in vitro. Czy złożyłabyś swój podpis pod takim projektem?

Oczywiście, jeśli SLD będzie zbierało podpisy to na pewno będą mieli i mój. Jeśli nie pomogą tym mi, to może inne pary będą mogły z tego skorzystać. Cały świat idzie do przodu, a Polska cofa się do epoki kamienia łupanego.

 

Bardzo dziękuję za rozmowę i mam nadzieję, że wspólnie wywalczymy dalsze przedłużenie programu refundacji in vitro i tym samym pomożemy takich parom jak Wy.

 


Autorka książki (jako Laura Lis) "Moje in vitro. Historia prawdziwa", w której pisze, że cuda się zdarzają i nigdy nie należy tracić nadziei.
Komentarze: 1

Zgadzam się z rozmówczynią, nie ma co porównywać naprotechnologii z in vitro. Co może pomóc naprotechnologia kobiecie, która nie ma jajowodów????

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *