Gdzie szukać rzetelnej wiedzy na temat leczenia niepłodności

Przyszedł taki dzień, że przyjęliśmy do wiadomości diagnozę. Bardzo szybko, nie widząc innej nadziei, zaakceptowaliśmy z żoną decyzję o in vitro. Ale gdzie szukać wiedzy o leczeniu niepłodności, wcale nie było takim łatwym zadaniem.

Należę do ludzi raczej oczytanych. Jestem też w dużej mierze teoretykiem. Kiedy mam się zmierzyć z jakimś problemem, to nade wszystko szukam wiedzy w książkach i prasie fachowej.

Wiedza tajemna

Kiedy pierwszy raz szedłem do księgarni, to spodziewałem się, że znajdę coś w rodzaju 500-stronicowego opracowania typu „In vitro. Księga eksperta”. W najgorszym razie, myślałem, na półce w dziale Medycyna będzie przynajmniej coś w stylu „In vitro. Co każdy pacjent wiedzieć powinien”. Nie oczekiwałem może regału zatytułowanego NIEPŁODNOŚĆ, ale przynajmniej kilku książek gdzieś w okolicach Ginekologii i Położnictwa.

Jedyne jednak, co dobrze oddawałoby sens mojej wizyty w księgarni, to cytat z „Boskiej komedii” – porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie. Mimo że metoda in vitro będzie obchodzić wkrótce swoje 40. urodziny, wcale nie jest łatwo o monograficzną literaturę w tym zakresie. Możliwe, że przeszukanie księgarń medycznych dałoby lepsze rezultaty niż wizyta w Empiku, ale tylko na tyle wystarczyło mi determinacji.

Ostatecznie przebrnąłem (częściowo) przez dwie pozycje literaturowe – „Niepłodność. Szkoła przetrwania” autorstwa Judith C. Daniluk oraz swego rodzaju klasykę literatury w tym zakresie, czyli „Dziecko ze szkła. In vitro – moja droga do szczęścia” Dagmary Weinkiper-Hälsing.

Obydwie książki mają pewne zalety i wady. Pierwsza z nich dostarczała wprawdzie pewnej wiedzy merytorycznej i psychologicznej, jednak zdecydowanie nie nadawała się na lekturę na dobranoc. Kończenie dnia ze świadomością, że mam wielki problem, z którym trzeba się zmierzyć, nie robiło mi dobrze. Skutek był taki, że zasypiałem zdołowany i mniej więcej w połowie książki się poddałem. Nigdy nie doczytałem jej do końca.

Druga z pozycji nie jest literaturą medyczną. Jest pamiętnikiem (blogiem wydanym drukiem), opowiadającym o trudnej drodze, jaką przeszła autorka, nim doczekała się swojego szczęścia. Tę książkę przeczytałem w całości, bo jest ona źródłem pewnej wiedzy o procedurze. Jest też całkiem niezłą lekturą na dobranoc. Daje coś, co nazwałbym powiewem nadziei, radości i optymizmu. Sprawiała, że łza mi się w oku kręciła, gdy wraz z autorką, przechodziłem przez kolejne etapy procedury.

Podstawową wadą tej książki jest oderwanie od polskich realiów, gdyż autorką jest wprawdzie z pochodzenia Polka, jednak na stałe mieszkająca w Szwecji – kraju o zupełnie innej kulturze i podejściu do zapłodnienia pozaustrojowego. Tekst jest uzupełniony o przypisy, nawiązujące do Polski, jednak w moim wydaniu nie wszystkie były aktualne (np. nie wszystkie adresy klinik były zgodne ze stanem faktycznym).

Skąd zatem czerpać wiedzę? Na pewno istnieją bardziej fachowe pozycje, dostępne w księgarniach medycznych, jednak podejrzewam, że są bardzo techniczne i niekoniecznie pomogą pacjentom. Przekonany jestem także, że wiele jest publikacji angielskojęzycznych, traktujących o niepłodności, o in vitro w szczególności, mnie jednak wówczas nie wystarczyło determinacji, aby sięgać tak daleko.

Portale i fora internetowe

Jeśli miałbym wskazać trzy źródła rzetelnej wiedzy, to pierwszym z nich byłyby portale internetowe, skupione wokół problemu niepłodności. Najbardziej znanym i z największymi tradycjami jest Nasz Bocian, którego dużym atutem jest także dobrze zarządzane i moderowane forum, z udziałem ekspertów (w tym lekarzy). Oczywiście nasz portal także jest (i będzie nadal) źródłem sprawdzonych i rzetelnych informacji (mam nadzieję, że również otwartej i pozbawionej uprzedzeń dyskusji). Korzystając z forów internetowych zawsze starałem się pamiętać, że pomimo najlepszych intencji i moderacji, ludzie mogą na nich niekiedy pisać bzdury. Trzeba zachować do nich rozsądny dystans.

Blogosfera

Drugim źródłem sprawdzonej, choć mocno subiektywnej wiedzy, są blogi internetowe. Można je potraktować, jako wiadomości z pierwszej ręki. Jest ich na tyle dużo, że każdy może znaleźć historię, która przypomina jego własną. Zawsze znajdzie się ktoś, kto napisał o policystycznych jajnikach, jak i o zbyt małej liczbie plemników. Będą historie, które skończyły się dobrze i takie, które skończyły się całkiem nie po myśli. Zawsze znajdzie się jakaś historia, która daje nadzieję i ja takich historii zawsze dla siebie szukałem.

Lekarz

Trzecim, niezwykle ważnym źródłem informacji, jest lekarz prowadzący. Nasz lekarz nie był zbyt wylewny i rozmowny na początku procedury. Gdybyśmy sami nie wiedzieli o co pytać, to nie bylibyśmy w pełni doinformowani. Mieliśmy przy tym wciąż z tyłu głowy, że ostatnim, najważniejszym i rozstrzygającym źródłem informacji jest lekarz w klinice.

On ostatecznie interpretuje wyniki badań i on, w oparciu o własne doświadczenie, dobiera program leczenia. Nie zważając na małomówność naszego lekarza, staraliśmy się zawsze zadawać wszystkie istotne dla nas pytania, tak aby uzyskać każdą ważną odpowiedź. Zawsze jednak pamiętaliśmy także, by szanować czas naszego lekarza i przychodziliśmy do gabinetu przygotowani – pytania spisywaliśmy wcześniej, aby zadawać je w sposób konkretny. Jeśli odpowiedzi by nas nie satysfakcjonowały – całkiem możliwe, że zmienilibyśmy lekarza.

Reasumując – szukaliśmy sami wiedzy. Literatura dla pacjentów nie jest zbyt łatwo dostępna, więc raczej należy poszukiwać książek dla lekarzy. W Internecie jest bardzo wiele informacji, niektóre niestety mało użyteczne i niesprawdzone. Przy korzystaniu z tego źródła staraliśmy się być nieufni, czujni, zdystansowani. Zdobytą wiedzę potwierdzaliśmy u naszego lekarza prowadzącego, nawet jeśli nie zawsze miał on ochotę współpracować.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *