Z pamiętnika Edyty: Co robić po transferze? (odc. 6)

Myślę o tym, jak długo jeszcze będę żyć w zawieszeniu. Jak długo wytrzymamy? Czuję jednocześnie wdzięczność, że mimo wyrzeczeń, wciąż jeszcze stać nas na leczenie. Jak wygląda życie Edyty po transferze?

Zapraszamy na kolejny wpis z cyklu: “Z pamiętnika Edyty”Nasza bohaterka opisuje swoją drogę niepłodności. Będzie o wzlotach i upadkach, związku, walce, małych radościach i wielkich smutkach. Aż w końcu – będzie o in vitro i staraniach o ukochanego malucha. Czy im się uda?

<<< Ostatni wpis


Gdańsk, kolejny dzień oczekiwań, 06.2017 r.

Mija czas po transferze. Każda minuta dłuży się niemiłosiernie. Czy nam się uda? Myślę o naszej niepłodności. Zastanawiam się nad życiem, nad tym, co robię – zrobiłam nawet listę:

1. Czekam. Czekanie jest wpisane w moją walkę z niepłodnością. Zawsze na coś czekam: na okres, na owulację, na dzień testu, na badanie, na wyniki… Chyba już się trochę przyzwyczaiłam. Wiem, że niczego nie przyspieszę, że będą mijały dni, tygodnie, cykle, wakacje i święta niezależnie od tego, czy zajdę w ciążę, czy nie. Staram się żyć normalnie, chociaż nadal nie mam żadnych innych planów na życie niż wygranie tej nierównej walki.

2. Analizuję. Analizuję, co wydarzyło się w tych 5 dniach od transferu: czy aby zbyt dużo i intensywnie nie spacerowałam? Czy nie zaszkodziło wzięcia na ręce rocznej córeczki koleżanki? (zapomniałam o zakazie dźwigania) Czy na wynik wpłynie jedna skucha przy stosowaniu diety bezglutenowej? Czy to kłucie w brzuchu to znak nadchodzącej porażki, ciąży, czy może wynik leków? A propos leków: z jednym notorycznie się spóźniam – czy to nie zaszkodzi?

3. Boję się. Boję się, że znowu się nie uda, że trudno będzie mi się pozbierać, że wkrótce zabraknie nam pieniędzy na kolejne próby, że mąż się zamknie w sobie, że się załamię, że zgorzknieję, że utracę resztkę pewności siebie i poczucia wpływu na swoje życie. Nie jestem sama w tej drodze – od samego początku towarzyszy mi lęk. Przyczepił się i ani myśli odpuścić.

4. Czytam. Cały Internet. Kiedy dokładnie i co dzieje się z zarodkiem w poszczególnych dniach po transferze. Jakie były objawy i czego. Która próba i dla kogo była udana. Mam mętlik, z którego nic nie wynika. – Za 2 dni zrób test. Wtedy wszystko będzie jasne – piszą gdzieś tam. Dzięki – tyle wiedziałam i bez czytania.

5. Marzę. Marzę o tym, jak zmienia się moje życie. Jak cieszymy się na nadejście nowego członka rodziny. Jak dyskutujemy o potencjalnych imionach i szykujemy wyprawkę. Jak w końcu jest na świecie nasze maleństwo i tworzymy pełną rodzinę. Planuję, kiedy powiemy rodzinie i że będę czuła, że już teraz wszystko będzie dobrze.

6. Wizualizuję. Wizualizuję moment otrzymania wyników z krwi za dwa dni. Patrzę na siebie z boku, jak drżącymi palcami wbijam numer zlecenia w przeglądarkę. Jak otwieram i ciężko oddycham, jak próbuję się uspokoić. Dalej wiem tylko, że chwycę za telefon do męża, bez względu na wynik… to jedno jest niezmienne. On niezmiennie przy mnie JEST. Teraz wiem jakie to ważne.

Życie po transferze 

Robię przegląd mojej osobistej listy „to do” – czy odwieszę z kołka rozwój osobisty? Odłożę pieniądze na nowy samochód? A może w ramach „wicia gniazda” zatroszczę się lepiej o swoje mieszkanie? Wciąż wstydzę się otwarcie mówić, że wszystkie projekty życiowe odłożyłam w imię tego jedynego. Że zrezygnowałam z kolejnych studiów i wciąż nie kupiłam tej cholernej szafy na płaszcze, bo wszystkie pieniądze wkładam w leczenie. Że nie pojadę na narty w zimie, a wakacje i wszystkie długie weekendy spędzam w domu pod różnymi pretekstami.

Myślę o tym, jak długo jeszcze będę żyć w zawieszeniu. Jak długo wytrzymamy? Czuję jednocześnie wdzięczność, że mimo wyrzeczeń, wciąż jeszcze stać nas na leczenie. Czuję złość kiedy myślę, że innych nie.

Rozmowy o IVF ograniczam do strefy on-line. Tu nikomu nie muszę tłumaczyć, czym jest „blastka” lub „mrozak”. Jestem u siebie. Rozgościłam się na dobre. Piszę „5 dpt” i wszystko jasne. Rozmowy w realu zbywam milczeniem, nikt już z reszta nawet nie pyta, kiedy ja zwykle pijąca, odmawiam drinka kilka dni z rzędu. Biorę głęboki oddech i nastawiam budzik do pracy, jest szansa na „nie myślenie” przez 8 h. Chyba wezmę nadgodziny, no tak, ale czy to nie zaszkodzi…


Polecamy także:

Dr Preeti Agrawal: „Pomagam w odzyskaniu utraconej płodności”

 

 

Ci lekarze nie robią in vitro, a wielu parom pomogli zajść w ciążę naturalnie

 

 

Niska rezerwa jajnikowa wcale na to nie wskazywała. Tego nikt się nie spodziewał!

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *