Z pamiętnika Edyty: Gdy wiosna nie przychodzi (odc. 3)

Do kliniki wracam na tarczy. Doktor zaskakująco poważana i konkretna, pomijając small talk, przechodzi od razu do sedna: podaje potencjalne przyczyny niepowodzenia i dalsze kroki działania. Ta jej „trzeźwość umysłu” wybija mnie na chwilę z amoku, w którym trwałam od otrzymania informacji, że pierwsza próba IVF się nie powiodła. Co będzie dalej?

Zapraszamy na kolejny wpis z cyklu: “Z pamiętnika Edyty”Nasza bohaterka opisuje swoją drogę niepłodności. Będzie o wzlotach i upadkach, związku, walce, małych radościach i wielkich smutkach. Aż w końcu – będzie o in vitro i staraniach o ukochanego malucha. Czy im się uda?

<<< Ostatni wpis


Gdańsk, gdy kolejny mur runął, 10.30

Do kliniki wracam na tarczy. Doktor zaskakująco poważana i konkretna, pomijając small talk, przechodzi od razu do sedna: podaje potencjalne przyczyny niepowodzenia i dalsze kroki działania. Ta jej „trzeźwość umysłu” wybija mnie na chwilę z amoku, w którym trwałam od otrzymania informacji, że pierwsza próba IVF się nie powiodła.

Dostaję do ręki instrukcje, recepty, skierowania na badania – znów działam. Bohatersko wyciągam pokłutą rękę do pobrania krwi. – Jestem dzielna, jestem dzielna – powtarzam sobie wciąż w myślach. Nie byłam. Czym większym murem „bycia silną” się otaczałam, tym słabsza byłam w środku. Najpierw pojawiła się informacja, że z próbką krwi, którą oddawałam do badania w kierunku nietolerancji pokarmowych coś-jest-nie-tak. Proszą o ponowny przyjazd i powtórzenie procedury.

W głowie zaczęłam liczyć dni – z wynikiem nie zdążymy do daty podjęcia decyzji o kriotransferze. Co robić?

Gdy wiosna nie przychodzi…

Na rozpisce z kliniki widniało jasno: lek taki a taki, dwa razy dziennie. Już nie wiem, czy to brak mojej skrupulatności, koncentracji na wizycie, czy oznakowania tabletek nazwą dni na pudełku mnie zmyliły… Fakty są takie: „Estradiol zbyt niski, transferu w tym cyklu nie będzie.” Nie wiem, jak to się stało – brałam tylko jedną tabletkę na dobę zamiast dwóch, a to za mało.

Ale jak to? – myślałam. Przecież ja mam tu walczyć! Zakasałam już nawet rękawy i wybudowałam całkiem spory mur. W chwili otrzymania tej informacji spektakularnie runął.

A za oknem wiosna (przed chwilą był przecież styczeń!) i wszystko budzi się do życia. Sąsiadki wychodzą na zewnątrz, pchając wózki lub goniąc za maluchami, które machają przez okno „cioci Edycie”. Ciocia jednak przesłania okna coraz grubszymi zasłonami, tłumacząc się zbyt ostrym światłem. Boli mnie czasem, że my nie możemy wyjść z mężem na spacer z wózkiem. Złość na siebie wyładowuję katorżniczymi treningami sportowymi. Z głośną muzyką w uszach odreagowuję, a może właściwie daję sobie karę? Na wszelki wypadek nie spotykam się z nikim – nie mam przecież muru! Odmawiam też opieki nad dzieckiem znajomej. Uczę się stawiać granice, nie mury.

Wątpliwości

Chwilę później przychodzą wyniki powtarzanych badań i SMS od Pani Doktor: „Proszę zdecydowanie przejść na dietę bezglutenową”. A ja myślę, że może tak właśnie miało być, może ja właśnie miałam mieć ten transfer odwołany? Może i tak by się nie udał, bo w moim organizmie coś niedobrego się dzieje? W “internetach” dziewczyny piszą, że z tą dietą to fanatyzm, inne że właśnie na niej „zaskoczyło”. Ja już w to nie wierzę. Zrobię wszystko, żeby nam się udało.

Zastanawiając się nad tym głębiej, w coraz mniej rzeczy wierzę: w naturę, w modlitwę, łut szczęścia, statystykę… Ale jak śpiewa wokalista zespołu Raz, Dwa, Trzy: „Trudno nie wierzyć w nic”, więc wierzę [jeszcze] w medycynę.

                                                                                                                                                   Edyta


Polecamy także:

Z pamiętnika Edyty: Tak rodzi się nadzieja. Czy tym razem się uda? (odc.1)

 

 

Jak uprościć sobie życie? 5 aplikacji na telefon wspierających zdrowie i płodność

 

 

Dr Preeti Agrawal: „Pomagam w odzyskaniu utraconej płodności”

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *