7 lat trudnej walki bez skutku. Anna: “To nie ta chwila, ale wierzę, że będę mamą”

Ile może wytrzymać kobieta, aby mieć dziecko? 7 lat walki, 7 nieudanych transferów, 3 ciąże pozamaciczne, kilka biochemicznych, usunięte oba jajowody… I co dalej? Historia Ani może przyprawić o zawrót głowy. Mimo to, nie zazdrości innym kobietom ciąży, wręcz przeciwnie – wie, że kiedyś i ona poczuje ruchy swojego maleństwa. Jak jej się to udaje?

7 lat walki i 7 transferów. To bardzo dużo…

Anna Sz.: O 7 za dużo. Mięliśmy 2 transfery ze świeżych zarodków i 5 transferów z mrożonych, co daje dwie pełne stymulacje.

Jednak to nie cała historia, prawda? Wcześniej zaszłaś w ciążę naturalnie i to nawet trzykrotnie. Co poszło nie tak?

Wyobrażając sobie moją przyszłość, nigdy bym nie pomyślała, że kiedyś mnie to spotka. Planowałam gromadkę dzieci, a w kilka chwil moje plany legły w gruzach. Zaszłam trzykrotnie naturalnie w ciążę – wszystkie okazały się być ciążami pozamacicznymi. Nie wiem, jak to możliwe i dlaczego właśnie mnie to spotkało…

Ciąża pozamaciczna jest bardzo groźna nie tylko dla zdrowia, ale również życia kobiety. Dlatego im później wykryta, tym więcej szkód może poczynić. Jak twój organizm zniósł to aż trzy razy?

Po tych trzech ciążach moje jajowody nie nadawały się do niczego.

Najgorszy był fakt, że w 5 minut musiałam podjąć decyzję na całe życie: czy zostawiam jajowody i zachodzę w kolejne ciąże pozamaciczne, czy usuwam je i nigdy nie będę mieć dzieci naturalnie.

Wierz mi, życie przygotowało mi skomplikowany scenariusz… To była dla mnie bardzo ciężka decyzja. Wtedy byłam młoda, pragnęłam mieć dzieci. Z drugiej strony, na szali postawiono moje zdrowie, a przecież i ono było dla mnie ważne. Podjęłam więc decyzję: postanowiłam je usunąć.

Co zatem z planami o dzieciach. Wiedziałaś, że bez jajowodów nigdy nie będziesz mogła mieć dzieci w sposób naturalny. Pozostało in vitro. Jak wyglądały wasze próby?

Niestety, na tym polu również nie mamy za wiele szczęście… Do tej pory dochodziło jedynie do ciąży biochemicznej, czyli takiej, w której następuje zatrzymanie zarodka na wczesnym etapie jego rozwoju. Nawet lekarz nie był w stanie nam powiedzieć, dlaczego tak się dzieje. Zachodziłam w ciążę i znowu to się działo. Kolejny raz i ten sam problem. Oczywiście robiłam przerwy zgodnie z zaleceniami lekarza, ale to działo się przy każdej kolejnej ciąży. A my znaliśmy tylko fakty – wiedzieliśmy, że mój organizm odrzucił zarodek… A może tak się dziać z wielu przyczyn. Organizm kobiety jest tak zaprojektowany, aby samoczynnie “usuwać” pomyłki matki natury…

Wiele kobiet podchodząc do in vitro po raz pierwszy ma mnóstwo obaw, boi się wielu rzeczy. A jak wyglądało u ciebie pierwsze podejście? Czego obawiałaś się najbardziej i skąd czerpałaś wiedzę o in vitro?

Pamiętam swoje początki. Bałam się strasznie tego, co mnie czeka, jak to wszystko będzie wyglądało. Byłam w tym kompletnie zielona. Przerażało mnie to, że będę musiała faszerować się tymi wszystkimi lekami, zastrzykami. Ale w ostateczności nie było tak strasznie. Wiedzę czerpałam głównie od lekarza i z pewnego forum, poświęconego tematyce in vitro.

Teraz, z perspektywy czasu muszę przyznać, że pierwsze podejście jest chyba najgorsze. Cała ta niewiedza, to wszystko wyglądało okropnie.

Również moje podejście dało mi w kość i odbiło się na psychice… Uważałam, że skoro jestem młoda i wszystkie badania są w porządku, to uda mi się na pewno. Niestety, nie wyszło. Ale nie poddaję się, wiem, że kiedyś i mi się uda i dołączę do reszty szczęśliwych mam.

Rozumiem, że podstawowe badania diagnostyczne macie w normie?

Tak u nas jest to niepłodność idiopatyczna, niestety… Tak naprawdę nie wiadomo co jest przyczyną, i jak temu zaradzić, a to jest w tym najgorsze.

A jak poradziliście sobie z kwestią finansową – te wszystkie podejścia opłacaliście prywatnie, czy udało wam się skorzystać z refundacji? I oczywiście najważniejsze: planujecie kolejną próbę?

Na szczęście udało nam się załapać na refundacje, jednak wielka szkoda, że próby były nieudane. Refundacja się skończyła i teraz będziemy podchodzić komercyjnie. Obecnie jesteśmy w trakcie przerwy, ale planujemy kolejną próbę in vitro w sierpniu 2017 r.

W twojej głowie kłębi się pewnie pełno sprzecznych myśli. Jak z tym wszystkim sobie radzisz?

Moja psychika nie jest już taka sama jak kiedyś. Jednak nigdy nie chodziłam i nie korzystałam z pomocy psychologa. Uważam, że psycholog w niczym mi nie pomoże. Każda porażka jest inna, każdą nieudaną próbę przechodzę inaczej. Teraz chyba jest mi już łatwiej, można powiedzieć, że przyzwyczaiłam się do nich. Na początku był źle – wielki płacz i pretensje, a teraz staram się tłumaczyć sobie to tak: to nie był ten moment, nie ta chwila.

A jak to znosi twój mąż? W takiej sytuacji wsparcie partnera jest przecież niezmiernie ważne.

Mąż? On jest przekochany! Przeżywa to równie mocno jak ja, ale ma więcej optymizmu i gdy się nie udaje, to on podnosi mnie na duchu. Nigdy nie pokazuje przy mnie negatywnych emocji – stara się nie płakać przy mnie, żeby mi nie robić przykrości. Jest naprawdę cudownym człowiekiem.

Czy oprócz wsparcia kochanego męża możesz liczyć również na innych?

Mamy to szczęście, że otrzymujemy duże wsparcie ze strony rodziny, bardzo nam kibicują.
Jednak gdy podchodzimy do kolejnej próby in vitro, to mimo ich przychylności trzymamy to w tajemnicy.

Porażki nauczyły nas, że lepiej nie chwalić się za wcześnie…

Później trzeba zmierzyć się z dużym rozczarowaniem, dlatego też wolę sobie i im tego oszczędzić.

Prowadzicie bardzo ciężką walkę. Jesteś kobietą, która bardzo pragnie dziecka – będąc w tej sytuacji, co czujesz, kiedy widzisz kobiety w ciąży?

Nigdy nie byłam zazdrosna o inne kobiety w ciąży. Wiadomo, że jest przykro, ale jak patrzę na takie obrazki, wyobrażam sobie, że ja też będę miała dziecko i też będę tak szczęśliwa jak te kobiety. Nie czuję do nich złości ani nienawiści, ale uważam, że to trochę niesprawiedliwe. Zabiera nam się to, co w życiu kobiety jest bardzo ważne – macierzyństwo nie każdej z nas jest dane i to właśnie jest niesprawiedliwe!

Ale przeciwnicy in vitro twierdzą przecież, że naprotechnologia może pomóc każdemu. W waszym przypadku to raczej nie będzie możliwe. Jakbyś miała możliwość spotkania się z taką osobą, chciałabyś jej coś powiedzieć?

Szczerze mówiąc, nie chciałabym spotkać się z przeciwnikami in vitro. I nie chodzi tutaj o to, że są przeciwni, ponieważ szanuje zdanie każdego. Jednak w tym przypadku nie czuje potrzeby tłumaczenia się komuś, kto tak naprawdę mnie nie zrozumie, a jeszcze będzie próbował wmówić mi, że jednak leczenie naprotechnologią może nam pomóc. Z doświadczenia wiem, że tak właśnie by było…

Macie plan B? Myślałaś o tym, żeby powiedzieć sobie STOP i pomyśleć o adopcji?

W sumie nie jestem w stanie powiedzieć, ile będę się jeszcze starać. Na pewno nie za wszelką cenę. O adopcji na razie nie myślę i dopóki mam taką możliwość, to korzystam z in vitro. Nie twierdzę, że nigdy nie zaadoptuje dziecka. Biorę to pod uwagę, ale po prostu jeszcze nie przyszedł na to czas, jeszcze nie teraz.

Rozmawiała: Paulina Ryglowska-Stopka

Polecamy także:

Plan B – musisz go mieć podczas starań o dziecko

Mam już dzieci z in vitro, a zamrożone zarodki oddałam do adopcji

Ania Mazur: O ciążę walczyłam tylko dietą, zero hormonów. Udało się!

Miasta przyjazne niepłodnym. Na czele Łódź, która zwiększa budżet na in vitro

 


Autorka książki (jako Laura Lis) "Moje in vitro. Historia prawdziwa", w której pisze, że cuda się zdarzają i nigdy nie należy tracić nadziei.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *