Męskie wsparcie – dlaczego jest takie ważne?

W walce o dziecko potrzebnych jest kilka ważnych rzeczy, takich jak pieniądze, odpowiednie kliniki leczenia niepłodności, dobrzy specjaliści, dużo silnej woli, wiara w powodzenie, wytrwałość. Jest tego wiele, ale nie zapominajmy o jednym z najważniejszych – o wsparciu. Wsparciu nie tylko rodziny, przyjaciół, ale przede wszystkim męża czy partnera, który przecież razem z nami toczy bój o dziecko.

Męskie, pomocne ramię, jest niezastąpione w tym trudnym czasie

Dlaczego o tym wspominam? Jest to, a przynajmniej powinno być oczywiste, że bez męskiego wsparcia nie uda nam się zajść w ciążę. Pomijam przypadki możliwości skorzystania z dawcy nasienia. Mężczyzna jest nam nie tylko potrzebny ze względów czysto rozrodczych, ale również jako nasze pomocne ramię, które złapie nas jako pierwsze podczas upadku.

Leczenie niepłodności powinno być naszą wspólną decyzją

Zacznijmy od początku. Dziecka powinniśmy chcieć oboje. Powinna to być decyzja przemyślana i wspólnie, świadomie podjęta. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że to tylko ja chcę je mieć, sama się staram, przymuszam męża do współżycia w określone dni cyklu. A co w przypadku, gdy naturalne metody zawiodły i trzeba udać się po pomoc do specjalistycznej kliniki? Zaciągnę go na siłę? Wtedy zaczynają się schody.

Kiedy ona chce, a on nie…

Osobiście nie miałam z tym problemu, gdyż oboje z mężem chcieliśmy mieć dzieci i zaczęliśmy się o nie starać zaraz po ślubie. Ale mam koleżankę, której mąż na samą myśl o dziecku dostawał gęsiej skórki. Kiedyś przyznała mi się, że gdyby wiedziała przed ślubem o tym, że partner nie chce mieć dzieci, to pewnie nie byliby teraz małżeństwem. Przez kilka lat bycia z nim w związku udało się jej przekonać go do podjęcia próby starania się o dziecko. Niestety, minęły już dwa lata, a dziecka nadal nie ma. Chodzi na kontrolę cyklu, współżyje w wyznaczone przez lekarza dni, ale miesiączka wciąż nadchodzi. Po kolejnej nieudanej próbie ginekolog poradził, aby przyszła z mężem i zasugerował przeprowadzenie badania nasienia.

Strach partnera przed wizytą u lekarza

I tu zaczął się problem. Jej mąż nawet nie chce słyszeć o wizycie u lekarza, co dopiero o badaniu. Uważa, że jest zdrowy i nie potrzebuje tego sprawdzać. Wstyd czy strach przed wynikiem? Co nim kieruje? Pewnie jedno i drugie. Męska duma i prehistoryczne myślenie, że to tylko kobieta może być niepłodna. A tak na marginesie, statystycznie rzecz biorąc, w obecnych czasach niepłodność w równym stopniu dotyka zarówno kobiety, jak i mężczyzn.

Jak przekonać upartego partnera, aby poszedł się zbadać?

Wracając do męża mojej koleżanki. Spytała mnie, co ma zrobić, jak namówić go do dalszego leczenia? Postanowiłam zorganizować wspólne spotkanie – my i oni. Poprosiłam swojego męża, aby podczas wizyty porozmawiał z nim delikatnie, powiedział na czym polega badanie, że to nie jest nic strasznego i nie ma się czego wstydzić. Kto jak kto, ale mój mąż robił je już kilkakrotnie, więc jest weteranem w tej kwestii.

Jak kobieta nie przekona, to może facet faceta?

Tak też się stało. Spotkaliśmy się w któryś weekend. Zaczęliśmy od opowiedzenia naszej historii, jak wyglądała walka, ile to trwało, ile kosztowało. Najważniejsze, że mogliśmy pokazać naoczny dowód, w postaci naszego synka, który jest potwierdzeniem, że jednak warto podjąć tę walkę, pomimo uprzedzeń, schować wstyd pod poduszkę, aby na starość nie żałować tego, że stchórzyliśmy. Po kilku lampkach wina, gdy towarzystwo zaczęło się rozbawiać, mój Paweł zabrał męża koleżanki na bok na męską rozmowę i wszystko mu dokładnie wyjaśnił. Nie wiadomo czy to nasze spotkanie poskutkowało, czy może coś innego, ale jakiś czas potem, gdy rozmawiałam z koleżanką powiedziała mi, że byli już razem na pierwszej wizycie w klinice i są w trakcie przeprowadzania badań. Była taka szczęśliwa. Dopiero co zaczynali swoją drogę o upragnione szczęście, ale dla niej ta walka już była wygrana.

Z każdej trudnej sytuacji zawsze jest wyjście

Boimy się tego, co nieznane. Czasem wystarczy tylko poradzić się, porozmawiać z kimś, kto już przez to przeszedł, a okaże się, że to wcale nie jest takie straszne, jak sobie wyobrażaliśmy.

Męskie wsparcie potrzebne jest na każdym etapie walki

Gdy siedziałam w poczekalni w klinice, widziałam dziesiątki par, które czekały na wizytę czy zabieg, trzymając się kurczowo za ręce. To taki piękny widok. Prosty gest, a tak wiele może. Ja miałam to szczęście, że mąż zawsze był przy mnie. Na wizyty chodziliśmy razem, nierzadko czekał na mnie godzinami, gdy byłam na punkcji czy transferze. Wspierał mnie przez dwa tygodnie oczekiwania na wynik testu ciążowego, podtrzymywał na duchu i dawał wypłakać się w ramię, gdy wynik był ujemny. Przyleciał jak na skrzydłach, gdy okazało się, że jestem w ciąży. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam jak płakał. Był dla mnie oparciem przez całe dziewięć miesięcy ciąży, aż w końcu trzymał mnie za rękę, gdy nasz syn przychodził na świat.

Poprzez ten felieton dziękuję Ci Kochanie za to, że zawsze mogłam i mogę na Ciebie liczyć, za to, że po prostu jesteś.

Z całego serca życzę Wam wszystkim, abyście miały takie męskie wsparcie, jakie ja miałam i bez którego pewnie moja walka zakończyłaby się fiaskiem. Pamiętajcie, że dziecko jest owocem Waszej wspólnej miłości i razem powinniście o nie walczyć!

 


Autorka książki (jako Laura Lis) "Moje in vitro. Historia prawdziwa", w której pisze, że cuda się zdarzają i nigdy nie należy tracić nadziei.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *