Niepłodni bez powodu. Dlaczego inni mogą mieć dziecko “ot, tak”?!

Każda z par leczących niepłodność ma swoją granicę wytrzymałości i granicę, do której jeszcze podejmują walkę. Dla jednych jest to jedna procedura in vitro, dla innych trzy - odpowiada psycholog niepłodności Anna Wietrzykowska.

Nasza historia jest dość krótka, ale nam wydaje się długa i że trwa już z parę lat. Zaczęło się ok 2,5 roku temu – to wtedy padła decyzja, że staramy się o nasze wymarzone maleństwo. Kto by przypuszczał, że człowiek usłyszy: niepłodność idiopatyczna.

Pierwsze 3-4 miesiące były normalne – seks, tak po prostu, bez zabezpieczeń, bez specjalnych starań. Potem jednak, gdy ciąży wciąż było brak, stwierdziliśmy, że trzeba czegoś więcej i kupiliśmy testy owulacyjne. To też nic nie dało, więc pojawił się lekki stres i pytanie gdzieś tam w głowie: „o co chodzi?” Zaczęliśmy używać kalendarzyka, termometru itp. – niestety, czas leci nieubłaganie, a dziecka jak nie było, tak nie ma.

Po około roku, może trochę mniej, zdecydowaliśmy się na wizytę u ginekologa. Chodziliśmy na monitoring, w domu seks w te właściwie dni… Niestety porażka. Po pełnym roku poszliśmy do kliniki leczenia niepłodności. Nie postawiono żadnej diagnozy, za to masa badań i nadal nic – lekarze nie znaleźli nic. Pada hasło INSEMINACJA… to dla nas nowa nadzieja, pojawia się więc światełko w tunelu.

Przyszedł czas testowania, stres ogromny i w głowie wielkie pytanie, czy się udało? Niestety, nie udało się, a w nas pojawił się żal ogromny, dodatkowo złość i pretensje do siebie (w zasadzie nie wiem, o co). I tak minęły dwa miesiące – podeszliśmy drugi raz, ale wynik negatywny.

Postanowiliśmy zmienić klinikę, ale dopiero po urlopie.  Pojechaliśmy na urlop akurat w „te dni” – niby człowiek wyluzowany, ale jednak gdzieś w głowie ta nadzieja. I znów porażka.

Po urlopie idziemy do nowej kliniki o bardzo dobrej renomie – nadzieja więc ogromna. Pomimo kolejnych badań, lekarz nic nie stwierdza i pada hasło „niepłodność idiopatyczna”.

Lekarz proponuje nam inseminacje – od jednej do trzech – a potem zobaczymy. Ok – podchodzimy już bez nadziei,  na miękko. Niestety nie udaje się.

Po wnikliwej rozmowie postanawiamy z żoną wziąć kredyt i podejść do in vitro – nie czekać dalej. Zostajemy dopuszczeni – zaczynają się zastrzyki, stymulacja, masa leków itp. Żona wszystko przeszła ok.

W dzień punkcji oboje czuliśmy stres – bo czy wyhodowaliśmy odpowiednią ilość komórek. Okazuje się, że wszystko jest dobrze: z 17  nadaje się 10.

Dzień transferu, a potem czekanie, czekanie i raz jeszcze czekanie. Stres ogromny i te myśli w głowie – dobre i złe.

Niestety, nie udało się. Po prostu nie udało się!

Ogromny ból, ogromne poczucie winy, że można by coś więcej zrobić. Pretensje do świata i losu,  dlaczego wszyscy wokół mają dzieci „ot, tak”, a my nic nie możemy zrobić. Nie wspomnę już, jakie w głowie ma myśli człowiek, który wziął kredyt na to wszystko, wydał 12 tys  i nic z tego nie wyszło.

Nic, totalnie nic…

Wasz Czytelnik

 Witam Pana

Niepłodność idiopatyczna ma to do siebie, że jest medyczną zagadką. Nie ma na nią jednej, prostej recepty. W tej sytuacji, w której Państwo się znaleźli, dobrze jest się na chwilę zatrzymać po to, aby wyrazić tą całą złość na los, na to, że nie pojawiło się dziecko.

Wszystkie te myśli, emocje, które pojawiają się w Państwa głowie, są naturalną reakcją na stratę. Stratę nadziei na biologiczne macierzyństwo i poczucie niesprawiedliwości z powodu ogromnego wysiłku włożonego w leczenie.

Niepłodność jest chorobą i niestety jak w wielu chorobach mogą pojawić się trudności, mimo zastosowania się do wszelkich wskazówek lekarzy i podjęcia kosztownego leczenia.

W Państwa przypadku jest o tyle trudniej, że słyszą Państwo od lekarzy komunikat: ,,wszystko jest ok, tylko w głowie trzeba coś przestawić”. No właśnie tylko co?

Niepłodność idiopatyczna ma to do siebie, że jest medyczną zagadką. Nie ma na nią jednej, prostej recepty. W tej sytuacji, w której Państwo się znaleźli, dobrze jest się na chwilę zatrzymać po to, aby wyrazić tą całą złość na los, na to, że nie pojawiło się dziecko.

Mają Państwo prawo być źli. Mają Państwo prawo płakać. Państwo dali z siebie 110% wysiłku, spróbowali Państwo wszystkiego, co na ten moment medycyna proponuje w przypadku leczenia niepłodności.

Pisze Pan o emocjach związanych z kredytem na in vitro. Proszę sobie odpowiedzieć na pytanie – czy rzeczywiście żałuje Pan tego kroku? Co by było, gdyby Państwo nie podeszli do tej procedury? Czy byłoby Państwu łatwiej w tej sytuacji, gdybyście nie spróbowali?

Państwa związek w krótkim czasie, niespełna kilkuletnim, wiele przeszedł. Mnóstwo stresu, ciągłego stresu i mieszanych emocji – od radości i nadziei, po poczucie porażki i żalu.

Wydarzyło się wiele i jest to bardzo obciążające dla związku. Każda z par ma swoją granice wytrzymałości i granicę, do której jeszcze podejmują leczenie. Dla jednych jest to jedna procedura in vitro, dla innych trzy. Dla jeszcze innych par jest to granica czasowa np.  5 lat od podjęcia decyzji o staraniu się o dziecko.

Proszę porozmawiać ze sobą i zapytać się wzajemnie, do jakiego momentu Państwo walczą? Być może jest tak, że mają Państwo poczucie, że wyczerpali Państwo już wszystkie sposoby i nie widzą szansy na naturalne macierzyństwo. A być może jest tak, że w tej sytuacji są Państwo załamani i potrzebują odpoczynku, żeby np. za 3 miesiące ponownie wrócić do walki. Każda z par jest inna, każda ma swoją granicę wytrzymałości, do której dociera. 

Życzę Państwu dużo cierpliwości, dużo spokoju i czasu na to, aby także pozwolić sobie na wyrażenie emocji, które się aktualnie pojawiają. Są one trudne, ale także niezbędne do tego, aby iść dalej bez względu na to, czy podejmą Państwo decyzję o zakończeniu lub kontynuowaniu leczenia. 

Z wyrazami szacunku, Anna Wietrzykowska, psycholog niepłodności

www.psycholognieplodnosci.pl

Na Wasze listy czekamy TUTAJ

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *