szczęśliwa rodzina z dzieckiem z in vitro

Jak wygląda refundacja in vitro w Anglii – wywiad z pacjentem

Refundacja in vitro w Anglii - wywiad

 

Czy in vitro w Anglii to temat tabu? Czy społeczeństwo traktuje takich pacjentów inaczej?

Magda rozpoczęła swoje starania o dziecko na obczyźnie. Dzięki National Health Service udało jej się skorzystać z refundacji in vitro w Anglii. Dzisiaj mają już prawie 2-letniego synka i zaczynają myśleć o rodzeństwie. Przeczytajcie wywiad z Magdą i zobaczcie, jak wygląda refundacja zapłodnienia pozaustrojowego w UK i kto może z niej skorzystać.


Paulina Ryglowska-Stopka:
Od 8 lat mieszkacie w Anglii. Udało Wam się skorzystać z refundacji in vitro dzięki NHS. Czy mogłabyś rozwinąć ten skrót i powiedzieć co oznacza?

Magda M.: NHS to National Health Service, czyli polski NFZ – Narodowy Fundusz Zdrowia.


Czy każdy obcokrajowiec, mieszkający na terenie UK, może skorzystać z takiej refundacji, czy są jakieś specjalne obwarowania, np. określony staż pracy, trzeba opłacać składkę zdrowotną, podatki…?

Wydaje mi się, że każdy, kto opłaca składki zdrowotne i spełnia warunki kwalifikujące go do programu, może liczyć na refundację. Jednak w większości przypadków najpierw rozważane są wszystkie inne możliwości, zanim zapadnie ostateczna decyzja o in vitro.


Czy leczenie niepłodności rozpoczęliście jeszcze w kraju, czy już na obczyźnie?

Niepłodność zaczęliśmy leczyć już w Anglii. Wiadomo, że dopiero po jakimś czasie starań i zarazem niepowodzeń człowiek zaczyna zastanawiać się, czy może coś przypadkiem jest nie tak, jak trzeba.

 

Jakie łącznie koszty ponieśliście (o ile w ogóle) w związku z zabiegiem in vitro? Mam na myśli wizyty, leki, znieczulenie. Czy to wszystko było bezpłatne?

Za pierwszym razem jedyne koszty, które ponieśliśmy, były to koszty dojazdu. Za drugim razem korzystając z mrożonych zarodków, wyniosło nas to ok. £2,500.


Z ilu podejść można skorzystać w ramach refundacji?
W sumie to zależy od miejsca zamieszkania. Ja to nazywam „loterią kodów pocztowych”. W miejscu, gdzie my mieszkamy, darmowe podejścia są dwa.

 

Czy możesz zdradzić nam nazwę kliniki i w jakiej miejscowości się znajduje?

BMI The Chaucer Hospital w mieście Canterbury. Jest to placówka szpitalna, wykonująca zlecenia zarówno prywatne, jak i narodowego funduszu zdrowia.

 

Jak wygląda sama procedura (w ramach refundacji):
-czy mrożenie zarodków jest płatne i na jaki okres się je mrozi?
 -jaką ilość zarodków podają podczas jednego transferu, czy decyduje o tym pacjent, czy lekarz?
 -czy są jakieś ograniczenia w ilości stymulowanych jajeczek?

Mrożone zarodki przechowywane są za darmo przez dwa lata. Po tym czasie pary muszą zdecydować się co dalej czy chcą płacić za dalsze przechowywanie, wykorzystać zarodki, czy oddać je do treningów i badań, które mają na celu ulepszanie wiedzy w dziedzinie medycyny. O ilości podanych zarodków podczas leczenia decyduje lekarz, chyba że jest to podejście nierefundowane, wtedy decyduje pacjent w ścisłej konsultacji z lekarzem. Nic mi nie wiadomo o ograniczeniach w ilości stymulowanych jajeczek. W naszym przypadku nie miało to miejsca.

 

W Polsce in vitro to nadal temat tabu. Jak to wygląda u Was?

Zawsze byliśmy bardzo otwarci, jeśli chodzi o temat in vitro, z wiadomych powodów. Dla ludzi mieszkających w Anglii jest to tzw. chleb powszedni. Po prostu jest to jedna z metod leczenia i ludzie podchodzą do tego bez większych emocji. Jednak w naszym ojczystym kraju jest już troszkę inaczej. Nie zraża nas to zupełnie i każdego, kto podejmuje ten temat w rozmowie z nami, informujemy wręcz z dumą, że nasz synek został poczęty tą metodą. Reakcje są różne.


Udało Wam się za pierwszym razem. Macie już prawie 2-letniego synka. Czy planujecie rodzeństwo?

Jak już wcześniej wspomniałam, mieliśmy drugie podejście z wykorzystaniem mrożonych zarodków. Zaszłam wtedy w ciążę, jednak poroniłam około ósmego tygodnia. Nie poddajemy się. Pod koniec marca wracamy do kliniki na powtórne badania, by dowiedzieć się, czy jest po tym wszystkim jeszcze jakaś szansa i metoda, którą możemy wykorzystać w staraniach o kolejne potomstwo.

 

Dziękuję za rozmowę.

Ja również serdecznie dziękuję za możliwość wzięcia udziału w wywiadzie i życzę wszystkim staraczkom i ich partnerom/ mężom dużo szczęścia i wytrwałości w dążeniu do upragnionego celu.

 


Autorka książki (jako Laura Lis) "Moje in vitro. Historia prawdziwa", w której pisze, że cuda się zdarzają i nigdy nie należy tracić nadziei.
Komentarze: 1

W każdym “normalnym” i cywilizowanym kraju in vitro jest refundowane, tylko nie u nas 🙁 przykre to jest…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *