Pomyślałam przez chwilę: Sierotkę z domu dziecka zaproszę do siebie na święta

Od dawna borykasz się z niepłodnością? Zastanawiasz się nad adopcją? Pewnie teraz, w okresie świątecznym, chętnie przyjęlibyście “placówkowe” dziecko pod swój dach. Dlaczego właśnie na święta zdarza się, że taka myśl świta w głowach?  

Dziecko z domu dziecka: czemu interesuje nas bardziej przed świętami?

Pobudki większości osób są przypuszczalnie jak najbardziej szlachetne i niepodszyte jakimikolwiek złymi intencjami. Chcemy po prostu, żeby dzieci choć PRZEZ CHWILĘ poczuły się szczęśliwe – ucieszyły się z drobnych przyjemności, prezentów i świątecznej atmosfery i nie myślały o swoim losie oraz instytucjonalnej rzeczywistości, do której prędzej czy później będą musiały wrócić. Być może pragniemy także sami poczuć się komuś potrzebni, zrobić coś dobrego i pożytecznego – lecz tak poważna decyzja moim zdaniem nie może wynikać jedynie z chęci dopieszczenia własnego ego…

Myślę, że właśnie to “PRZEZ CHWILĘ” okazuje się tutaj najbardziej kluczowym sformułowaniem. Nawet jeżeli zdecydujemy się na przyjęcie pod swój dach takiego małego gościa – musimy pamiętać, że jest to tylko wizyta, która kiedyś się skończy.

Podobną świadomość powinniśmy od samego początku budować również w dziecku – żeby nie budzić w nim uśpionych, złudnych nadziei i nie sugerować mu w jakikolwiek sposób, że zostanie u nas na dłużej. 

Biorąc pod uwagę wszystkie moje dotychczasowe doświadczenia, zdobyte podczas studenckich praktyk i licznych wizyt w różnych domach dziecka, powiem wam jedno:

Taka decyzja z całą pewnością nie powinna być podyktowana i poparta wyłącznie jednorazowym impulsem, spontanicznym “zrywem serca”, czy wszechobecnym świątecznym nastrojem.

W święta udziela nam się nastrój…

Okres przedświąteczny należy z reguły do tych,  kiedy w placówkach mamy do czynienia  z wyjątkowo “natężonym ruchem”. Często pojawiają się różni wolontariusze, sponsorzy, dobroczynne Zające (bądź Mikołaje) ze słodyczami i workami pełnymi podarków. Problem w tym, że taka gorączka trwa zazwyczaj wyłącznie w okresie bożonarodzeniowym i wielkanocnym – natomiast przez całą resztę roku niewiele osób wykazuje zainteresowanie sytuacją dzieci i to raczej władze placówki muszą same zabiegać o zewnętrzne wsparcie, by móc pozwolić sobie na wszelkie niezbędne remonty czy wyjazd z wychowankami na krótkie wakacje nad morze…

W tym wyjątkowym czasie często rozdzwaniają się również telefony. Ludzie pytają, jak można pomóc – i czy istnieje opcja zaproszenia do siebie kilkorga dzieci na wigilijną kolację, czy świąteczne śniadanie. Powiem zupełnie szczerze, że osobiście większość tego typu propozycji potraktowałabym odmownie – i skwitowała zaproszeniem na dłuższe i bardziej kompleksowe szkolenie, które pozwoli odpowiednio przygotować się do podjęcia takiego wyzwania. 

Absolutnie nie może być to akcja przeprowadzana ad hoc, na przysłowiowych “wariackich papierach”! 

Jak taka wizyta może wpłynąć na dziecko?

Może to przynieść więcej złego, niż dobrego. Może wpłynąć niekorzystnie na dziecięce emocje. Może bardzo namieszać w kilkuletniej psychice. Może wyzwolić jeszcze większe pokłady smutku i tęsknoty za normalną rodziną i beztroskim, szczęśliwym dzieciństwem. To trochę tak, jakby dać komuś najwspanialszy w jego życiu prezent – a potem go odebrać, odwieźć znów pod bramę “bidula” i powiedzieć: “Twój piękny sen właśnie się skończył.  Najwyższa pora się obudzić i wrócić do rzeczywistości”. 

Trzeba mieć na uwadze przede wszystkim fakt, że dzieci z DD najczęściej zostały już w swoim życiu porzucone – raz lub wiele razy. Mają w związku z tym swoje traumy – mają też marzenia i uczucia, których nie wolno nam ranić! A takie jednorazowe przyjęcie ich do siebie, a potem odstawienie z powrotem do placówki, może niestety zostać odebrane jako sygnał, że znowu się komuś “nie spodobały”, nie spełniły czyichś oczekiwań i nie zasługują na to, by zostać w czyimś domu na dłużej…

Tak naprawdę nie jesteśmy w stanie przewidzieć, w jaki sposób nasze dobre intencje zostaną przez dziecko odczytane.

W związku z powyższym wcale nie dziwi mnie, że wiele domów dziecka zwyczajnie się na takie praktyki nie decyduje i odprawia z kwitkiem wszystkie osoby, oferujące tego rodzaju pomoc.  

Jeżeli faktycznie chcesz wesprzeć  któreś z dzieci swoją obecnością, uwagą i spędzonym wspólnie czasem, to zastanów się raczej nad pełnieniem funkcji RODZINY ZAPRZYJAŹNIONEJ. Czyli takiej, która poświęca dziecku swój czas długofalowo i regularnie – a nie tylko sporadycznie i od święta.


Polecamy także:

„Nie taki diabeł straszny…” – procedura adopcyjna krok po kroku

 

 

Dzieci z in vitro - szczęśliwi rodziceMówią, jak być szczęśliwymi rodzicami, a nie rodzicami za wszelką cenę

 

 

Powiem wam, dlaczego nie chciałam in vitro i jestem adopcyjną mamą

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *