Z pamiętnika Edyty: Nie cieszę się szczęściem innych – czy jestem zła? (odc. 5)

– Zbliża się dzień moich urodzin. Poprzednie były okrągłe: trzydzieste. Wyglądały jak Kinder-party, bo wszyscy znajomi wpadli z dziećmi. Podziwiali, jak dobrze sobie radzimy z ich pociechami i wróżyli nam rychłe potomstwo. Przepłakałam potem pół nocy. Tym razem nie popełnię tego błędu – wspomina Edyta. Jak spędzi swoje kolejne urodziny?

Zapraszamy na kolejny wpis z cyklu: “Z pamiętnika Edyty”Nasza bohaterka opisuje swoją drogę niepłodności. Będzie o wzlotach i upadkach, związku, walce, małych radościach i wielkich smutkach. Aż w końcu – będzie o in vitro i staraniach o ukochanego malucha. Czy im się uda?

<<< Ostatni wpis


Gdańsk, dzień urodzin, 05.2017 r. 

Ludzie mają różne formy spędzania wolnego czasu w niedzielne, słoneczne przedpołudnie. Jedni mniej, drudzy bardziej aktywnie. Ja przykładowo spędzam je w poczekali kliniki niepłodności. W myślach przeklinam uśmiechniętą parę, dzierżącą w dłoniach 2 foteliki z maluchami. – I po co oni je tu przytargali? – myślę. Czy oni nie wiedzą, jaki to nietakt? Czy już nie pamiętają, jak ich denerwowały komentarze „Wam też się na pewno uda”? Odwracam głowę ze skwaszoną miną i wpatruję oczy w monitor, który wyświetli mój numer pacjenta.

Już w środku, w gabinecie, doktor kwalifikuje mnie do kriotransferu. Sama nie wiem, czy się cieszę, czy nie. Na wszelki wypadek omawiamy plan działań w przypadku niepowodzenia. Wiem jedno – bardzo się boję. Obawiam się, czy w ogóle podchodzić do próby. Nie wiem, jak poradzę sobie z niepowodzeniem… Na samą myśl o otwieraniu wyników bety hCG z laboratorium zaczyna boleć mnie brzuch.

Koleżanka na grupie wsparcia wyznała, że jeśli inseminacja jej się nie powiedzie to „chyba przejdzie załamanie nerwowe”. Uśmiechnęłam się tylko, bo wiem, że kobiece serce jest w stanie przejść nie tylko kilka nieudanych inseminacji, ale też kilka kolejnych prób in vitro czy nawet poronień… Pytanie tylko, jaki jest próg wytrzymałości każdej z nas?

Kiedy minie granica, po której już nie będę w stanie walczyć?

Zbliża się dzień moich urodzin. Poprzednie były okrągłe: trzydzieste. Wyglądały jak Kinder-party, bo wszyscy znajomi wpadli z dziećmi. Ba, dostosowaliśmy nawet godzinę i formę spotkania, żeby była prorodzinna. Znajomi podziwiali, jak dobrze sobie radzimy z ich pociechami i wróżyli nam rychłe potomstwo. Przepłakałam potem pół nocy. Tym razem nie popełnię tego błędu. Z resztą na wszelki wypadek odcięłam się już prawie od wszystkich par z dziećmi.

Nie przestaje mi przez to towarzyszyć uczucie, że jestem złym człowiekiem, skoro nie potrafię cieszyć się szczęściem innych, ale nauczyłam się za to cieszyć byciem samą ze sobą. Okazało się, po bliższym poznaniu, że poza tą niepłodnością to naprawdę fajną babką jestem!

Tym razem urodziny wypadają w trakcie „oczekiwania na wyniku transferu”. Jednak tym razem nikt się o tym nie dowie. Być może dlatego, że po ostatnim więcej kosztowało mnie tłumaczenie „Jak to możliwe, że in vitro się nie udało?”, niż samo pogodzenie się z negatywnym wynikiem. Być może też dlatego, że jedna z koleżanek/przyjaciółek napisała SMS-a o takiej treści: „Jak tam u Ciebie? Kiedy następna inseminacja, w tym miesiącu?”. I nie mam jej tego za złe, w końcu do zeszłego roku słowo „transfer” też kojarzyło mi się z piłkarzami, ewentualnie z lotniskiem – miała prawo pomylić.

Uświadomiłam sobie jednak, jak daleko jestem od ludzi, których uważam za bliskich. Być może właśnie dlatego wolny czas chcę spędzać tylko z mężem. Tylko on wie co przeżywam, bo przeżywa to ze mną, choć inaczej.

Transfer

W dniu transferu mam wrażenie, że dzwonią do mnie wszystkie telefony świata, projekty nakładają się na siebie, a ja przecież mam się nie denerwować! W pokoju przygotowań wyciszam telefon. Wchodzi młoda, zadbana i uśmiechnięta kobieta, przedstawia się jako biolog. Informuje mnie, że zarodki rozmroziły się prawidłowo i że „od rana ładnie się rozprężyły”. – Uf! No tak, nie wzięłam pod uwagę, że i tu może coś nie wypalić – pomyślałam. Z miny Pani biolog wnioskuję, że jest dobrze. Na koniec powtarza jeszcze, że trzyma kciuki.

Odwzajemniam uśmiech, ale chyba jakoś tak niespecjalnie szczerze. Ledwo powstrzymuję łzy. – A jeśli zmarnuję 2 piękne zarodki? – otrząsam się i karcę za te myśli. Przecież pozytywne myślenie to podstawa! 

Potem już z górki. Wszyscy są mili, uśmiechają się i życzą powodzenia. 20 minut na fotelu ginekologicznym (dla nastroju przyciemnili światło). Potem płacę i ciężko opadam na siedzenie samochodowe. Wypuszczam oddech… Teraz jeszcze tylko mikro-zawał przy płaceniu rachunku w aptece i do domu. Właśnie sprawiłam sobie najdroższy prezent urodzinowy w życiu. Być może najlepszy?

Edyta


Polecamy także:

Zdrada – alternatywne życie niepłodnych. Czy dzieli was od niej krok?

 

 

Potrzebujesz ich! Czym są komórki NK i jaki mają wpływ na niepłodność?

 

 

Dr Preeti Agrawal: „Pomagam w odzyskaniu utraconej płodności”

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *