Smutna rocznica w kalendarzu wszystkich niepłodnych. Czy będzie lepiej?

Za nami Światowy Dzień In Vitro, który obchodziliśmy 2 czerwca. I choć to nieoficjalne święto w Polsce, uznaliśmy je za nasze. Czerwiec to jednak także miesiąc, który dla wielu niepłodnych par zakończył szansę na refundację procedury. Rok temu rząd zakończył finansowanie in vitro. Niepłodni pozostali z marzeniem, a w wielu przypadkach także bez szans na jego spełnienie… Czy będzie lepiej?

Jedna z polskich fundacji zaproponowała, aby dzień 2 czerwca ustanowić Światowym Dniem In Vitro. Zacny to pomysł i jestem dumny, że właśnie w Polsce znalazła się organizacja, będąca inicjatywą oddolną, obywatelską, wspierająca ustanowienie takiego święta. Doprawdy, piękna akcja.

Niestety, państwo polskie (co przyznaję z rozgoryczeniem – niezbyt mnie dziwi) nie stanęło na wysokości zadania. Nikt nie zainteresował się tą szczytną inicjatywą, nikt nie podjął wątku. Czemu się dziwić? Leczenie niepłodności w Polsce to jeszcze może nie jest trzeci świat (kliniki leczenia niepłodności stosujące metodę IVF jeszcze nie pracują w podziemiu), ale drugi to już na pewno.


Podczas gdy cywilizowane kraje Zachodu coraz więcej uwagi poświęcają zapłodnieniu pozaustrojowemu, badają jego skutki, łożą na udoskonalanie metody i, przede wszystkim, wspierają pary starające się o dziecko, także z wykorzystaniem metody in vitro, w Polsce od dwóch lat tkwimy w mrokach średniowiecza.


I nic nie wskazuje na to, abyśmy mieli z tych mroków wychynąć choć czubek nosa.

Program kompleksowej ochrony zdrowia prokreacyjnego

Przypomnę (nie pierwszy zresztą raz), że Minister Zdrowia z wielkim hukiem zamknął rządowy program in vitro mniej więcej rok temu. W zamian obiecywał niepłodnym parom Program kompleksowej ochrony zdrowia prokreacyjnyego, ze szczególnym naciskiem na diagnostykę w oparciu o tzw. naprotechnologię.

Mija rok. Nikt tak dobrze nie rozumie wartości upływającego czasu, jak niepłodne pary. Każdemu człowiekowi dni uciekają bezpowrotnie, ale dla par, mających problemy z poczęciem dziecka, każdy miesiąc bezczynności to wyrok. Tego czasu nikt im nie wróci.

Trzynaście ośrodków w Polsce uzyskało akredytację Ministerstwa Zdrowia. Jako pierwszy, z wielką pompą i przecinaniem wstęgi przez ministra Radziwiłła otwarty został ten w Łodzi. Wydarzenie to miało miejsce w drugiej połowie grudnia ubiegłego roku. Blisko pół roku temu. I co? I nic.


Łódzki ośrodek odsyła pacjentów z kwitkiem, gdyż brak jest finansowania dla tej placówki. Minister zbił kapitał polityczny w świetle kamer telewizyjnych i… na tym w zasadzie program się zakończył.


Ośrodek w Łodzi nie jest wyjątkiem. O identycznych problemach media donoszą z Poznania. Z jedynego ośrodka w Wielkopolsce, który miał pomagać parom zgodnie z ministerialnymi założeniami. Od wyborów minęły już blisko dwa lata, od wygaszenia rządowego programu in vitro niemal rok, a poznański szpital przy Polnej nadal odsyła pacjentów ze względu na brak finansowania. Brak środków na diagnostykę. Brak środków na terapię, jaka by ona nie była.

Dla porządku przypomnę, że start programu był już kilkukrotnie przekładany. Początkowo Ministerstwo Zdrowia zapowiadało jego rozpoczęcie na grudzień ubiegłego roku, co miało się zbiec z otwarciem pierwszego ośrodka w Łodzi. Później termin został przesunięty na marzec 2017, ale także ten okazał się nierealny. Ministerstwo tłumaczy się brakiem możliwości podziału środków finansowych, póki lista ośrodków, mających świadczyć usługi w ramach programu, nie została zamknięta. Kłopot w tym, że dla tych par, które właśnie tracą bezpowrotnie swoją szansę na dziecko jest to mało przekonujące wyjaśnienie biurokratów.

Ministerstwo Zdrowia – kłopoty to wasza specjalność

Na ironię zakrawa fakt, że Ministerstwo Zdrowia, które skłania się obecnie tak mocno ku naturalnym metodom poczęcia i podkreśla wpływ odsuwania decyzji o rodzicielstwie na możliwości reprodukcyjne, samo dokłada własne cegiełki do pogłębienia kryzysu.

Pisząc te słowa, tuż po Światowym Dniu In Vitro, z dużym rozgoryczeniem muszę zauważyć, że Ministerstwo Zdrowia nie tylko odebrało szansę wielu parom, dla których IVF było jedyną nadzieją na potomstwo, a nie stać ich na sfinansowanie zabiegu z własnej kieszeni. Każdego dnia odbiera nadzieję także tym parom, które czekają na realizację obietnic, dotyczących diagnostyki i kompleksowego leczenia, które obiecywał Minister Radziwiłł półtora roku temu.

Rozgrywanie polityki niepłodnością może się jednak okazać kosztowne. Kolejne wybory już za dwa lata. Niepłodne pary nadal czekają w kolejce, a potencjalnie stanowią nawet kilkanaście procent elektoratu. Mam cichą nadzieję, że rozliczą rząd rzetelnie z jego obietnic.


Polecamy także:

Dziękuję ci mamo, że nauczyłaś mnie, jak radzić sobie z niepłodnością

 

 

Plan B – musisz go mieć podczas leczenia niepłodności

 

 

To zdjęcie mówi wszystko o in vitro: ból, cierpienie, a w końcu szczęście

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *